środa, grudnia 18, 2013

085. Powrót do domu, wygodnickiego życia oraz cywilizacji.

            Opadłam zmęczona na słomiane posłanie przykryte rozciętym workiem na mąkę. Słoma przebijała się przez cienki materiał, przez co siedzenie na niej sprawiało niemiłe uczucie wkłuwania się delikatnych igiełek w pośladki. Na moje szczęście byłam tak znużona i wyczerpana całą akcją z Sabriną, że nie miałam siły narzekać. Zwinęłam się w kłębek szczelnie zakrywając płaszczem ze starej epoki, które wręczyli nam nauczyciele. Zasypiałam z nadzieją, że chociaż ta noc będzie przespana. Myliłam się. Tak strasznie się myliłam. Gdy żegnałam się z dziewczynami na dobranoc nie zdawałam sobie sprawy, że to będzie ostatnia noc w tej wiosce. Nie moja ostatnia noc, a mieszkańców. Zamknęłam oczy i zasnęłam. Po kilku godzinach poczułam mocne szarpnięcie, jednak zignorowałam je. Kolejne przeniosło mnie z prowizorycznego łóżka na wilgotną posadzkę.
             -Wstawaj i się pakuj- usłyszałam przytłumiony męski głos.
            -Nie żartuj sobie- mruknęłam wstając.-Dopiero z rana wyjeżdżamy. A jest pewnie druga nad ranem czy coś.-dodałam przecierając leniwie oczy.
             Poczułam ręce stojącego naprzeciwko mnie osobnika na moich ramionach, potrząsnął mną raz, potem znowu, aż w końcu zorientowałam co się dzieje.
             Gęsty dym wtaczał się do domku, z łatwością utrudniając oddychanie. Joker trzasnął drzwiami, budząc przy tym dwie pozostałe dziewczyny.  Spojrzały pytająco na wampira, który był bladszy niż zwykle.
             -Pali się- odparł.- Cała wioska, pakujcie się. Idę budzić resztę- sapnął i wybieg zatrzaskując drzwi.
             -Piękna mi wycieczka.- syknęła Aiko- Dzień przed wyjazdem puszczają wszystko z dymem. Nowy pomysł nauczycieli na zapewnienie nam rozrywki?- w głosie anielicy było tyle jadu, że aż poczułam nieprzyjemny dreszcz na szyi.
             -Lepiej szybko się spakujmy, nie mam ochoty wdychać tego dymu- poradziłam.
             Po kilku minutach miałyśmy spakowane bagaże, a drzwi stanęły w płomieniach.
            -Umrzemy tu?- zapytałam nieco rozbawiona. Fakt, mnie zabić się nie da, ale próbowałam rozluźnić jakoś napiętą atmosferę.
            -Jak wikingowie?- odpowiedziała mi pytaniem.
            -Aha- przytaknęłam.- Albo wyjdziemy przez okno, to może się uratujemy.
            Ruszyłyśmy żwawo wychodząc przez okno. Mniej więcej zauważyłyśmy miejsce zbiórki. Nauczyciele spanikowani liczyli nas i upychali do autokaru. Trafiło mi się na szczęście miejsce obok mojego lubego. Bez słowa oparłam głowę o jego klatkę. On zaś objął mnie i nawinął sobie kosmyk mych włosów na palec. Uśmiechał się delikatnie. Przymknęłam oczy czując się bezpiecznie w ramionach ukochanego. Zasnęłam zostawiając za sobą płonącą wioskę.
 ~*~
1. listopada
           Nie powiem, ale cieszyłam się na widok Straszyceum. W końcu ta koszmarna wycieczka zakończyła się. Szczęśliwe, ale okropne wspomnienia zostaną na zawsze. Nawet za rodziną się stęskniłam. Za Morfeuszem, Fantosem, Fobetorem i rzecz jasna rodzicami. No i dobre jedzenie wróci, w końcu się najem, bo przez wyprawę zgubiłam parę kilogramów przez co zapadły mi się  policzki. 
          Westchnęłam cicho.
          Jutro piątek, powrót do szkolnej, bezpiecznej rzeczywistości.

[Wiem, notka krótka, ale niestety muszę uczyc się "Bogurodzicy" na pamięć D:
I wróciliśmy do szkoły C:]
      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.