środa, listopada 06, 2013

081. Przeznaczenie.

Nasze usta dzieliło tylko kilka centymetrów. Serce zaczęło bić coraz szybciej, miałem wrażenie ze zaraz wyskoczy mi z piersi. Poczułem żar i...
Usta złączyły się w pocałunku. jej słodkie usta na moich ustach. Czułem ten wspaniały smak. Chciałem go zachować jak najdłużej, zatopić się w nich na wieczność. Nasze ciała przywarły do siebie tak mocno, ze czułem bicie jej serca, jej skóra płonęła niczym ogień.

29 Listopad
Sytuacja coraz bardziej stawała się beznadziejna. Lydia wciąż tkwiła w medalionie a Sabrina niszczyła wszystko co popadnie. Nie posiadaliśmy żadnego planu na rozwiązanie tej sprawy. Wiedźma była zbyt silna byśmy pokonali ją o własnych siłach, ale nie mogliśmy też wiecznie uciekać. Ale co mogliśmy zrobić?
Wszyscy byli już wykończeni od nieustającej wędrówki. Błądzimy w tych korytarzach już od sporego czasu i nadal nic nie odkryliśmy. Wszyscy zaczęli tracić nadzieje, że uda nam się wyjść stąd żywi. Nadzieja matką głupich - często powtarzał to mój brat. W tej jednej chwili żałowałem, że go nie ma ...
-eins, zwei, drei - usłyszałem bardzo znajomy mi głos. Czyżby to możliwe?
Przede mną pojawiła się chmura różowatego dymu, z którego wyłoniła się postać. Był to mężczyzna średniego wzrostu ubrany w biały garnitur z różowymi akcentami. Na głowie nosił biały cylinder, który przykrywał jego ciemne włosy. Ukośne oczy pod którymi malowała się czarna kreska i kozia bródka jako znak rozpoznawczy. Oj tak. Mój brat słynął z wielkich wejść i dziwnego wyglądu.
-Mephisto... -wypowiedziałem jego minę wielce zaskoczony jego obecnością.
-Witaj braciszku -uśmiechnął się opierając swoje ciało na czarnej lasce. - Stęskniłeś się? - z jego twarzy nawet na moment nie znikał uśmiech. To jedna z wielu rzeczy, które mnie w nim wkurzały. Niezależnie od sytuacji on zawsze udawał wielce radosnego a wszystko traktował jak....
-Co tu robisz? -rozejrzałem się czy czasem nikt się na nas nie gapi. Na moje szczęście zaszyłem się w cieniu rogu pomieszczenia w który odpoczywaliśmy. Nie chciałem by ktokolwiek dowiedział się iż się znamy i że jest on moim bratem...
-Przyszedłem zobaczyć jak się bawisz - rozejrzał się po pomieszczeniu milcząc przez chwilę. -Nie wygląda to tak jak sobie wyobrażałem. Myślałem, że ta wiedźma lepiej cię potraktuje a nie zepchnie w takie brzydkie miejsce....
-Skąd o niej wiesz? -zdziwiłem się. Od zawsze miał wiele tajemnic nie tylko przede mną ale mógł mnie wcześniej powiadomić o klątwie a nie bez słowa wysyłać tutaj.
-To długa historia - siadł. - Wiec nie będę cię nią zanudzać. Przejdę do rzeczy. Nasz ojciec chce byś ją powstrzymał.
- Dlaczego chce bym ratował innych? -nie mogłem tego pojąć. -Myślałem, ze chce raczej zniszczyć ten świat.
-To prawda - nie starał sie kłamać co d tego gdyż to było oczywiste. Ojciec z jakiś przyczyn nienawidził tego świata i pragnął zrównać go z ziemią, lecz nie anioły zawsze mu to udaremniają wiec czemu teraz gdy nadarza się taka okazja on pragnie zrezygnować?
-Nasz ojciec pragnie byś unicestwił ją. Czemu? tego nie wiem. Jedyne co wiem w tej sprawie to fakt, ze Sabrina musiała się mu nieźle narazić, że próbuje się jej pozbyć. Liczę wiec na ciebie -podniósł się. - A teraz wybacz braciszku, ale będę się zbierać.
I zniknął. Chciałem krzyknąć by go zatrzymać. Miałem mętlik w głowie. Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć, ale w tej chwili poszedł do mnie Jeff.
-Stary musimy iść dalej - spojrzał na mnie. -Coś się stało? Wyglądasz dziwnie.
-Nic mi nie jest. Idźcie beze mnie - musiałem zostać teraz sam i zastanowić się co zrobić. Czy nie ma innego wyjścia niż unicestwienie jej? Czy jestem na tyle silny by samemu pokonać ją? Nie chce jej zabijać, ale jeśli to jedyne wyjście?
-Nie zostawię cię tu samego - odparł i położył swą dłoń na moim ramieniu. -Jesteśmy przyjaciółmi i jeśli coś się dzieje to powiedz mi a ci zawsze pomogę.
-Zdaje sobie z tego sprawę, ale to coś co muszę samemu załatwić- po tych słowach odeszłem i ruszyłem w swą drogę. Tylko ja jestem w stanie ją pokonać i tak zrobię. Muszę uratować moich przyjaciół nawet jeśli przy tym mam wkroczyć na ścieżkę ciemności.
Jeff na szczęście nie próbował mnie powstrzymać za co byłem mu wdzięczny. Nie chciałem by dowiedział się, ze jestem księciem ciemności. Już wyobrażam sobie co by się w tedy stało. Już sam fakt, ze jestem demonem sprawiał, że niektórzy woleli mnie unikać a co by się stało gdyby poznali całą prawdę? Bali by się mnie i zaczeli traktować tak jak Cleo zawsze chce być traktowana a nawet powiem, ze lepiej bo moim ojcem jest w końcu sam szatan.

Przede mną rozciągał się ciemny korytarz. Ściany były wykonane z kamienia przez co wyglądały bardzo srogo i surowo. W koło unosił się nieprzyjemny zapach stęchlizny a powietrze było zimnie i suche. Dłuższe przebywanie w takim miejscu nikomu nie poprawi samopoczucia.
-Nattie? Z cienia wyłoniła się Katherina. Wyglądała na zaskoczoną.
-Co tu robisz Kat? -spytałem lekko zaskoczony.
-Równie dobrze mogę o to samo zapytać ciebie. Czemu nie jesteś w swojej grupie? -jej głos sprawił, że przeszedł mnie dreszcz. Obraz przed oczami zaczął dziwnie wibrować. Poczułem nagłe osłabienie a potem głos. Dziwny metaliczny odgłos w mojej głowie wypowiadający tylko jedno zdanie.
Uratuj dziewczynę.
Mój wzrok zaczął widzieć więcej niż przed sekundą. Byłem wstanie zobaczyć teraz najdrobniejsze szczegóły otoczenia mimo panującego półmroku. Czyżbym zaczął tracić kontrole? Z daleka dostrzegłem coś co nie jednego by przeraziło. Zobaczyłem cienie ciemne jak najczarniejszy mrok. Szły w naszą stronę nie zatrzymując się nawet na chwilę. Szły po nas.
-Katherine stań za mną -rozkazałem nie spuszczając wzroku ze zjaw. Miałem wielką nadzieję, że nie dojdzie do walki lecz zdawałem sobie jednak sprawę iż to nieuniknione.
-Czemu mam stawać za tobą? Co się dzieje? - w tym momencie i ona je dostrzegła. Wystraszyła się i od razu stanęła krok za mną. - C-co to za cienie? -spytała nie starając się ukryć strachu.
-To są słudzy ciemności. Cienie z odchłani piekielnych. Są duszami zesłanymi na potępienie. Widocznie jakimś dziwnym sposobem wydostały się z piekła a raczej ktoś im w tym pomógł - wytłumaczyłem najprościej jak tylko potrafiłem.
Nie mogły same wydostać z piekła. Żadna dusza nie jest zdolna do samoczynnego opuszczenia bram piekła. Jeśli już dusza ludzka wydostanie się  z otchłani męczarni przybiera postać cienia, czarnej istoty, którą kieruje gniew i ból. Gdy ktoś uwolni cień on staje się jego niewolnikiem wykonując każde polecienie, lecz jest pewien haczyk. Cienie mogą istnieć jedynie w mroku a światło sprawiało, że przestawały istnieć. Czyżby Sabrina wykradła je z czeluści piekła?
Cienie były coraz bliżej. Jeden z nich wyciągnął swe szpony szykując się do ataku. Nie było odwrotu. Przed cieniami nie da się uciec. Są zbyt szybkie i mało kto potrafi je pokonać. Na szczęście jestem księciem ciemności i mam moc przewyższającą wszystkie znane mi potwory.
Rozpoczęła się walka. Wróg atakował jeden po drugim. Musiałem być szybki, szybszy niż dotychczas, musiałem użyć mojej demonicznej mocy...
Skupiłem swoją energię i otoczyłem się mrokiem. Wokół mnie pojawiła się czarna wiązka jakby dymu, która owijała się wokół mojego ciała i skupiała się na dłonie tworząc coś w rodzaju demonicznego miecza. Zacząłem ciąć cienie jeden po drugim. Nic nie przetrwa po uderzeniu miecza Esgarnu. Po kilku chwilach było po wszystkim. Potwory przestały istnieć, lecz wiedziałem, ze lada moment mogą pojawić się następne.
Trzymając w dłoni miecz odwróciłem się do stającej za mną Katheriny. Mój wzrok przyjął barwę krwistej czerwieni, co zawsze się działo podczas utraty kontroli i używaniem mocy mego ojca.
-Nie jesteś zwykłym demonem... -powiedziała wpatrując się w moje oczy. -Widzę to po oczach -chciałem podejść do niej lecz ona cofnęła się o krok. -Czym jesteś?
-Masz rację , nie jestem zwykłym demonem - odparłem. -Ale to nie oznacza, ze musisz się mnie bać.
Bogini przyglądała się mu pilnie.
-Wiec czym jesteś?
-Jeśli się dowiesz to nie będziesz chciała mieć ze mną nic do czynienia -mruknąłem spuszczając wzrok.
-Czemu tak uważasz? - nie dawała za wygraną.
-Ponieważ mój ojciec wyrządził wszystkim dużo złego.
-Ojciec? chyba nie chcesz przez t powiedzieć, ze jesteś synem...
-Tak. Jestem synem szatana! -niemal wykrzyczałem. -Ale nie mów o tym nikomu -mruknąłem po chwili.
-Dlaczego to ukrywasz? - mówiła wciąż takim samym tonem.
-Ponieważ gdy się dowiedzą to zaczną się mnie bać i unikać. Będą mnie traktować jak kogoś kim nie chce być -zamilkłem na chwilę. -Nie chce mieć nic wspólnego z ojcem, ale więzów krwi nie da się wymazać... Nie chce zabijać, nie chce ranić innych a w szczególności nie chce niszczyć tego świata. Muszę go ratować a by tego dokonać muszę pokonać ojca w ostatecznej walce...
Katherine długo milczała ja z resztą też. Spuściłem wzrok. Nie byłem w stanie spojrzeć jej w oczy. Nie chciałem widzieć przerażenia jakie w nim tkwiły. Czekałem aż odejdzie, aż ucieknie od potwora którym jestem. Usłyszałem kroki lecz nie oddalające się a wręcz przeciwnie. Podniosłem wzrok i zobaczyłem jej zatroskaną twarz, która zblizała się coraz bliżej.
Nasze usta dzieliło tylko kilka centymetrów. Serce zaczęło bić coraz szybciej, miałem wrażenie ze zaraz wyskoczy mi z piersi. Poczułem żar i...
Usta złączyły się w pocałunku. jej słodkie usta na moich ustach. Czułem ten wspaniały smak. Chciałem go zachować jak najdłużej, zatopić się w nich na wieczność. Nasze ciała przywarły do siebie tak mocno, ze czułem bicie jej serca, jej skóra płonęła niczym ogień.
Chwyciłem ją za biodro jedną dłonią a druga wplątała się w jej rude włosy. Były takie przyjemne w dotyku. Przez dłuższy czas trwaliśmy tak w tym pocałunku. Obojgu nam się to podobało i to bardzo.
-Nie myśl o sobie jako o potworze- powiedziała. -Nie jesteś nim i nigdy nie będziesz.
-Dziękuje -powiedziałem łapiąc ją za dłoń.
-A teraz powiedz co robisz tutaj sam -uśmiechnęła się. -Może będę w stanie ci pomóc,
-Muszę zniszczyć Sabrine i uwolnić Lydię zanim cały świat zostanie przez nią zniszczony.
-Wiec pójdę z tobą -zaproponowała.
-Nie. to zbyt niebezpieczne -powiedziałem trzymając jej dłoń. -Tylko ja jestem w stanie ją powstrzymać i nie chce przy tym narażać bliskich mi osób.....


[w następnej notce będzie już opis bitwy wiec czekajcie z niecierpliwością :P]

4 komentarze:

  1. [Lepiej niech mnie kto uwolni! xd Bo nie chcę aby moja notka brzmiała " Co ja tu robię? Achy jestem uwięziona w medalionie! To straszne! THE END!". Heh , wiedziałam że to właśnie Lydię masz uwolnić! Wiedziałam xd]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [oj nie powiedziałabym :P. Nigdy nie wiadomo co mi jeszcze do głowy przyjdzie]

      Usuń
    2. [tylko mój chory umysł to wiedzieć]

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.