czwartek, października 24, 2013

079. Kolejne podejście do szukania czegoś w lochach.



Nie wiem, nie mam komórki, nie wiem który dziś
                Szczerze to ta wycieczka nie jest zła… Nie licząc okropnego jedzenia, niewygodne łóżka, przeciekającego dachu, wielkich szczurów, które co nocy biegają po domku i cudem jest, jak jakiś nie dotknie kogoś, skrzypiącej podłogi, braku prądu, ciepłej, bieżącej wody, ale to wszystko da się jakoś przeżyć… Co ja wygaduję?! To jest najgorszych kilka dni w moim życiu! Przynajmniej towarzystwo w pokoju nie jest złe… Cleo i Robecca. Jest czasami z czego się pośmiać.
                Leżałam pod kołdrą, a raczej jakąś cienką szmatą, która miała zastąpić cieplutką kołdrę i wpatrywałam się w sufit. Dziewczyny spały jak kamień. Wyciągnęłam spod poduszki zapałki i zapaliłam knot świecy, która stała na ziemi obok mojego łóżka. Spojrzałam na zegarek, który leżał obok niej. Dochodziła piąta, czyli zaraz Ci pedagodzy z łaski Odyna zaczną drzeć się jak jacyś popieprzeni i kazać nam wstawać oraz dodatkowo podrzucą jakieś bezsensowne lub obrzydliwe zadania na dzień dzisiejszy. Podniosłam świecę i oświetliłam podłogę( która była po prostu deskami zżeranymi przez korniki, a na to cienka warstwa słomy),  żeby zbadać czy nie nadepnę na jakiegoś pełzającego stworka, który zaatakuje w najlepszym wypadku moją stopę.  Na szczęście niczego nie znalazłam. Może zwiały po ostatniej kłótni dziewczyn?
                Podeszłam do lustra i przeczesałam palcami włosy, które zaczęły zmieniać swój kolor od czarnych do białych. W końcu zostałam przy rudych, moich naturalnych i ukochanych. Przebrałam się  w te cosie, co Mumia i Paskudny nazywali ubraniami i nagle drzwi się otworzyły, a raczej otwarły tak energicznie, że prawie z zawiasów wypadły i stanął w nich Paskudny. Zaczął wydzierać się, że już późna godzina, a my dalej śpimy w łóżkach (odpowiedzialność zbiorowa, one zawiniły, a mi się obrywa) i coś tam jeszcze. Po jakiś pięciu minutach darcia się rzucił nam kartki z zadaniami i  wyszedł, zatrzaskując drzwi, które teraz nie wytrzymały i z hukiem spadły na ziemię.
                Podniosłam tą, która była najbliżej mnie i niechętnie ją odczytałam.
                - Co masz? – spytała Robecca, podlatując do mnie.
                - Mam nabrać dwadzieścia wiaderek wody ze studni… Każde po pięć litrów i przynieść je pod domek nauczycieli… Ich za przeproszeniem pogięło?!
                - Znajdź jakiegoś potwora, oczaruj go i niech on zrobi to za ciebie – powiedziała Cleo, jakby była to najłatwiejsza rzecz na świecie. – Na przykład ten Vlad albo nie wiem kto.
                - Nattie lubi pomagać chyba damą w opresji czy jak to się mówi… - towarzyszki spojrzały na mnie zaskoczone, ale jednocześnie czułam, że próbują mnie zabić spojrzeniem. – Przecież tobie pomagał z tym Gorgonem…
                Cleo poczerwieniała ze złości i zacisnęła dłonie w pięści. To była najlepsza pora na ewakuacje.
                Na zewnątrz było ciemno… bardzo ciemno i strasznie, ale to strasznie zimno. Mimo to przebywanie poza domkiem było dużo lepszym rozwiązaniem niż siedzenie w nim i znoszenie złego nastroju de Nile. Lubię ją, ale nie jak jest wkurzona. Usiadłam na jakimś zimnym, dużym kamieniu i patrzyłam tępo przed siebie, a dokładniej na studnię, z którą miałam się dzisiaj zmierzyć.
29 listopada (Vlad znał datę!)
Wieczorem siedziałam przy ognisku razem z innymi uczniami straszyceum, którzy dyskutowali na temat tego co stało się z Lydią. Zastanawiali się jak przywrócić ją do swojego ciała. Obmawiali również jak dostać się do zamku i kto powinien iść. Kto byłby takim samobójcą, żeby to zrobić?
- Pójście do zamku to jak przelecenie przez przekaźnik Omega 4 – powiedział Joker z powagą i popatrzył na resztę wycieczkowiczów, którzy w większości patrzyli na niego tępo. Prawie nikt nie wiedział o co mu chodzi. . – Ja będę Jokerem!
- Przecież już nim jesteś – wtrąciła znudzona Cleo, spoglądając na Nattiego.
- Ale będę innym! Pilotem statku! Nattie lub Casimir będzie Shepardem!
- Ja tam wolę być Garrusem – odpowiedział rudy chłopak, przytulając do siebie Anastasie.  – Będę kalibrować i wmawiać Anie, że możemy sprawdzić mój zasięg i jej...
- Ogarnijcie się! – krzyknęła Yuko i skarciła chłopaków wzrokiem. – Rozumiecie, że mamy problem? Poważny! Sabrina przejęła ciało Lydii, a naszą jedyną nadzieją na odzyskanie jej, jest wyruszenie do tamtego zamku, dotarcie do dokumentów i wrócenie żywym!
Wzięłam kijka, leżącego obok mnie i zaczęłam szturchać ognisko, z którego poleciało kilka iskier.
- Po co ryzykować dla Lidii? -  wymamrotałam cicho, ale wystarczająco głośno, żeby usłyszeli to wszyscy zebrani.
- Mogłabyś udawać, że choć trochę się przejmujesz – powiedział Vali, rzucając do Narviego kulkę z ognia.
                - Nie byłaby wtedy sobą – zaśmiał się drugi z moich jakże cudownych braci.
- Ostatnie wycieczka do zamku nie przyniosła żadnych efektów – powiedziała spokojnie Halem wpatrując się w nas. – Powinniśmy pójść grupami. Powinna nas pójść większa ilość. Fangie, Chris, Clawd, Robbeca,  Cleo wy będziecie grupą pierwszą.
                No i zostaliśmy porozdzielani. Cleo nie była zadowolona ze swojej grupy, tak samo jak ja. Pójście z braćmi, Abbey i Vlad… Po prostu super.
                - I na co ona się na niby przyda? – burknął któryś z braciszków.
                - Niby kogo trzeba będzie tam okłamać? – parsknął drugi.
                
[Ok. To jest najgorsze co napisałam i przepraszam za to. Nic nie wniosłam, zepsułam atmosferę i ogólnie be lama :_:.]

1 komentarz:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.