poniedziałek, września 30, 2013

076. Godzina grozy

26 Listopad
Obudził mnie strasznie głośny odgłos. Ktoś przyszedł i zaczął trąbić na trąbce! Byłam strasznie zmęczona tą nocą. Łóżka są tak twarde że równie można spać na gwoździach.
-Jezus , Maria! - wrzasnęłam. Zakryłam uszy rękoma i zła usiadłam na niby łóżku , nie otwierając oczu.
-Wstawać! Już 5:30! -krzyknął ochrypły głos. "Paskudny" pomyślałam . Spojrzałam na niego.
-Czemu nas pan tak wcześnie budzi? -powiedziała równie wkurzona Lala.
-Wcześnie?!- zdzwił się. - Cieszcie się że dałem wam jeszcze godzinę wolnego...
-Oh, dzięki naprawdę! -powiedziała Draculaura z sarkazmem.
-Nie tym tonem młoda damo!- powiedział zły i szykował się do wyjścia. Przed ten jeszcze powiedział sobie pod nosem " Coś podobnego! Chodzę od domu do domu i ciągle słyszę to samo! ". Kiedy tylko wyszedł zakopałam się znów pod domową kołdrę.
-Nie no lalki trzeba wstawać. -powiedziała Lala i zajrzała do szafy.
-Niechce mi się... - mruknęłam tylko. Lala westchnęła.
-Fangie ! Chociaż ty wstań! - powiedziała Lala- Fangie?! Ej, widziałaś gdzieś Fan?
Wynurzyłam głowę spod kołdry.
-Nie...
-Trzeba powiedzieć to Mumi! A co jeśli jakiś tutejszy ją uprowadził?
-Taki jak Dave... -powiedziałam nieświadoma tego co mówię.
-Jaki Dave? -zaciekawiła się.
- Długa historia... Dobra ja się ubieram i pędzę do Mumi.- szybko włożyłam wieśniackie ubranie i otworzyłam drzwi.
-Fagnie? Gdzie byłaś? I czemu stoisz w progu?-zapytałam.
-Długa historia ... Słuchaj muszę z tobą pogadać-powiedziała. Zobaczyła Lalę która przyglądała się akcji z ciekawością - Na osobności.
-Co wy takie tajemnicze? Lalki!
-Będziemy na polu , obok domku-dorzuciła i zatrzasnęła jej drzwi przed nosem .
Spojrzałam na Fangie. Dziewczyna nic nie powiedziała tylko skręciła do lasu.
-Ale pole jest tam...- powiedziałam.
-By podsłuchiwała , a to ważne- poprawiła swoje włosy-bardzo.
Przez drogę nic nie mówiłyśmy do siebie. Ona mnie prowadziła a ja szłam za nią. Dziwiło mnie to że szłyśmy dokładnie tą samą drogą co ja kiedy szukałam jagód. Skręciliśmy w jedną z uliczek gdzie rósł ten sam dąb i jagody.
-Spójrz-powiedziała. Wskazała na ziemie. Leżała tam kartka.-Przeczytaj , to do ciebie.
Wzięłam z niedowierzaniem kartkę.

 Droga czarownico z Monster High. W dniu 26 listopada równo o 12 chcę się z tobą tu spotkać. Przepraszam za moje zachowanie.
Dave.

-Co za Dave? -zapytała. Opowiedziałam jej wszystko.-Pamiętasz tą opowieść Spectry?
-Tak
-Wszystko się zgadza. Teraz tylko brakuję abyś została spalona na stosie... Dziś dzień zemsty Sabriny. Myślisz że pójście dziś o PÓłNOCY do tego lasu jest dobrym rozwiązaniem? Nie.
-No nie jest. Ale ja się w nim nie zakochałam!
- Nie ważne! To ani waż się dziś tu przychodzić.
Wracałyśmy równie w takiej samej ciszy jak przed tem. Myślałam co dalej. Zostanę spalona na stosie?
Weszłyśmy razem do domku.
-Gdzie byłyście?! Na polu was nie było!- krzyknęła Draculaura gdy tylko nas zobaczyła w drzwiach.
-Ty zdrajczyni! Wiedziałam że będziesz chciała podsłuchiwać!!!- powiedziała wściekła Fangie i wskazała na swoją kuzynkę.
-Ja zdrajczyni?! To wy kłamiecie!-powiedziała obrażona Lala.
-Dziewczyny ... nie kłóćcie się...-powiedziałam.
-Ech... Nie ważne... Paskudny mówił że za dziesięć minut śniadanie. Ciekawe jak to będzie wyglądało... Polowanie na lisa?-Lala zaśmiała się pod nosem a ja się wzdrygnęłam- Chociaż chodzenie dziś do lasu to bardzo ryzykowna sprawa...
-Dlaczego?-zapytałam.
-Sabrina będzie urywać głowy...-znów zaśmiała się.
-Z tym muszę się zgodzić- powiedziała cicho Fangie. Wyszłam szybko z domku i usiadłam na ławce naprzeciw niego.  Myślałam tylko o jednym i powtarzałam wciąż te słowo " Sabrina, Sabrina , Sabrina". Nagle poczułam straszny powiew przez które moja włosy poderwały się strasznie do góry. Przez ten wiatr usłyszałam pewne słowa .
- Nie słuchaj ich...
-Kim jesteś?!-poderwałam się.
-Przyjdź do mnie... Przyjdź do mnie...
-Kim jesteś? Jak mam do ciebie przyjść?!
-Jestem przed tobą , pod tobą , nad tobą i obok ciebie...
-Ale...
-Jestem TOBĄ...
-Ale ... jak to? Jak możesz być mną...- usiadłam na ławce ale tego nie chciałam.-Zostaw mnie kim kolwiek jesteś!
-Nie słuchaj się ich... Przyjdź do mnie... Przyjdź wieczorem i zabij niegodziwego... Potomka mojego mordercy... Jego wnuka niegodziwego... Dave... Przyjdź i zabij syna nie godziwego... Przyjdź...
-Dave jest wnukiem Eryka?
-ERYKA!-krzyknęła postać- Nie wypowiadaj imienia mordercy... Muszę ci coś powiedzieć... Potomek niegodziwy będzie chciał cię ZABIĆ.
Ostatnie słowo zadźwięczało ci w uszach.
-AAAAAAAA!-krzyknęłam . Spadłam z ławki trzymając się za uszy.
-Ale ty go zabijesz... Ty.... Ty... Ty... Ty... Ty...
-Ale jak mam to zrobić?-zapytałam.- Sabrino? Gdzie jesteś? Sabrino!!!
Z domku właśnie wyszły Fangie i Lala przypatrując mi się.
-Czemu wołasz Sabrinę?!-krzyknęła Fangie.
-Ona... Ona...-nie mogłam dokończyć. Byłam w lekkim szoku.
-Nie ważne... Fangie chodźmy już na śniadanie-powiedziała Lala i położyła rękę na ramieniu kuzynki. Fangie szybko ją strząchnęła.
Śniadanie było obrzydliwe. Nawet smakowało gorzej niż wyglądało. Wszyscy musieli usiąść w jednym kręgu i jeść to coś.
Lala szturchnęła mnie w rękę.
-Nie dość że jedzenie okropne to jeszcze mam mokry tyłek od siedzenia na mokrej rannej trawie... Mogli by chociaż jakieś drewno podłożyć.- szepnęła.
Do środka kółka wszedł Paskudny.
-I jak smakuje?-zapytał .
-Jeszcze pan się pyta?!-zawołał jakiś nie znajomy mi wampir- Nie da się tego przełknąć!
-Cicho Gregore.-powiedział jakiś inny wampir do swojego kolegi.
-Cóż , musicie się przyzwyczajać. W końcu to samo będziecie jeść przez cały tydzień na śniadanie. Ale skoro wam nie smakuje to może na obiad damy coś innego.
-Uhh...- Gregore westchnął z ulgą.
Paskudny wyszedł z koła. Spostrzegłam Cleo która skręcała się z niesmaku.

23:14 ( wieczór)

Przez cały dzień robiliśmy kolejne zadania. Ja tym razem musiałam wykraść z gniazda jaskółek jakieś jedno jajko. Nie powiem żeby to było jakoś łatwe. Obiad mimo że miał być lepszy , było o wiele gorszy niż zapowiadali. Po jednym kęsie prawie wszyscy sobie odpuścili. Myślałam że umrę z głodu , na szczęście najadłam się kolacją. Była nawet nie zła. Teraz siedzę na łóżku. Rozmyślam. Wiem że jak nie pójdę tam to zawiodę Sabrinę i wtedy dopiero spotka mnie wielka kara , a jak pójdę to zawiodę Fangie. Ostatecznie nie wybrałam nic. Stałam już na środku domku . Zdjęłam strój wieśniaka i założyłam coś innego , bardziej cieplejszego. W końcu tu już listopad. W każdej chwili może spaść śnieg.
" Skoro już wstałam  i się przebrałam to pójdę tam" pomyślałam. Wzięłam ze sobą latarkę. Zanim potajemnie wymknęłam się z domku upewniłam się jeszcze że wszystkie śpią.
Otworzyłam cicho drzwi. Zanim je zamknęłam pomyślałam " Fangie mi wybaczy".  Tak więc zaczęła się moja przygoda . Nie wiedziałam czy może wtedy to nie mówiła Sabrina tylko to był wytwór mojej wyobraźni. Myśląc przechodziłam kolejne ścieżki. Coś w mojej głowie krzyczało " Zawróć, zawróć!".  Wiatr wcale nie umilał mi drogi, wiał mi prosto w twarz.
-Ech...-mruknęłam. Odkręciłam głowę żeby odpędzić się od wiatru. Spojrzałam na ścieżkę za mną. Wydawało mi się że coś tam leżało. Może dwa kamienie? Ale nie! One są jakby przyczepione do jakiegoś prostego czegoś. Może to patyk? Podniosłam głowę wyżej. Ależ nie to nogi. "Nogi?!" krzyknęłam w myślach " Nogi!!!" , " To na pewno on!" , " Za chwilę nastąpi mój koniec".
-Proszę nie bij - powiedziałam jak małe dziecko.
-Ależ czemu mam cię bić?-zapytał ktoś. Nie przypominał głosu Dava , o nie. Popatrzyłam mu w twarz.
-Danny?!-wrzasnęłam. Mój krzyk rozniósł się po całym lesie. Na stąpiło echo.
-Cicho!-powiedział i przyłożył swoją rękę do moich ust. Otrząsnęłam ją jak najszybciej.
-Danny , co ty tu Kurde robisz ?! Wracaj do domków.
-Niby czemu? -zapytał chłopak.
-Odpowiedz czemu mnie śledziłeś?!
-No bo. Nie mogłem zasnąć i siedziałem przed domkiem. Nagle zobaczyłem że ty idziesz do lasu. No i poszedłem do lasu z tobą!
-Nie obchodzi mnie to-mruknęłam- Ja tu walczę o życie . Wracaj do domków.
-Nie.
Wściekłam się. Poczułam że za chwilę wpadnę w trans Naglozy.Uspokoiłam się i popatrzyłam mu prosto w twarz.
-Nie?!-zapytałam wściekła- No to patrz!
Wzięłam moją różdżkę i sprawiłam że latałam.
-Dowiedzenia Danny.
Zaczęłam latać. Bardzo szybko.
Nagle spostrzegłam że chłopak biegnie za mną.
-A to uparty osioł- mruknęłam.- Czemu akurat on?!
Z góry dostrzegłam miejsce gdzie się powinnyśmy spotkać. Ten dąb i jagody obok.
Wylądowałam na miejscu. Dostrzegłam męską powłokę obok.
-Nareszcie- mruknął. To był głos Dava . Jestem tego pewna.-Nareszcie możemy się spotkać.
-Nic mi nie zrobić Dave.-powiedziałam ponuro.
-Zobaczymy.-chłopak zaczął biec wprost na mnie z nożem w ręku. Podfrunęłam w górę tam że nóż ukląkł w drzewie. Siłował się przez chwilę. A potem stanął jak jakiś wściekły pies i spojrzał na mnie. Stałam na nieznajomej mi ścieżce. Prowadziła gdzieś do góry.
-Aaa!-chłopak zaczął krzyczeć jakieś nie wyobrażalne dźwięki i znów się zamachnął z nożem. Dostrzegłam z tyły Dannego który w odpowiednim momencie kopnął go . Wieśniak runął na ziemie.
Zaczęłam uciekać w wzdłuż tej ścieżki. Co chwilę oglądałam się za  siebie. Dave już wstał. Nie przyjmował się Dannym tylko zaczął mnie gonić. Co chwilę przychodziła myśl " A może zboczyć ze ścieżki?" ale natychmiast została odpędzana inną " Przecież on zna wszystkie zakamarki tu , na bank mnie znajdzie". Miałam wrażenie że biegam z godzinę. W końcu nie miałam już siły. Położyłam się na ścieżce. Oczywiście on to miał wykorzystać. Stanął nad mną i znów zamachnął się nożem. Wiedziałam że to moja godzina. Godzina mojej śmierci. Lecz nastąpił cud. Wstałam , ale nie byłam wstanie. Stałam tak przed nim. Chociaż nie wiedziałam jak ja to zrobiłam. Nagle zrozumiałam powód. Z tyłu stał duch Sabriny. To on mnie postawił na nogi.
Spojrzałam na nią nie dowierzanie. Dave również. Dannego nigdzie nie było widać.
-Sabrina...-powiedziałam lekko.
Czarownica była przebrana w fioletową suknie od której aż świeciło na kilometr. Na pewno  jak by jeszcze żyła efekt był by lepszy, przez jej postawę ducha kolory jakoś wyblakły.
-Nie czas na teatrzyk.-powiedziała ostro. Zaczęła pod palić dookoła wszystko. Wszystko co było wokół Dava.
-USIEKAJ!-wrzasnęła Sabrina.
-Ale...-powiedziałam . Sabrina popatrzyła na mnie.
-Już!
Zaczęłam uciekać gdzie tylko się dało. Gdy już myślałam że uciekłam im na dobre usłyszałam z lasu okropne "AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!". Jak by kogoś obdzierali z skóry. Strasznie się przestraszyłam i zaczęłam uciekać tak szybko jak mogłam. Nagle zobaczyłam że drzew jakoś ubywa i wschodzące słońce zaczęło świecić  wydając przy tym piękne kolory. Zobaczyłam nagle że droga się kończy, urwisko. Nie potrafiłam się zatrzymać. Byłam metr przed krawędzią.
-NIEEEEEE!!!!!!-krzyknęłam. Spadłam. Spadałam. Spadałam i ... Gałąź. Szybko się jej złapałam. Bardzo ciężko oddychałam . Spojrzałam w górę . Do krawędzi nie było tak daleko. Mogła bym się pospinać jak tylko bym umiała. Zawsze miałam lęk do wspinaczki. Pamiętam jako mała dziewczynka nie nawiedziłam mamy że kazała mi schodzić na wspinaczkę. A kazała mi tylko dla tego bo Meggie to wychodziło. I myślała że mi też. Ale to był błąd. Taki okropny błąd. Taki jak ten że wyjechałam na tą wycieczkę. Z góry usłyszałam dźwięk biegu. Ktoś tam jest! Ręka zaczęła mnie strasznie boleć. Szybko przemieniłam ją na drugą- Lewą. Ale oczywiście jestem prawo ręczna więc na bardzo nie wychodziło mi wiszenie na lewej.
-Pomocy!-krzyknęłam.
-Lydia?-usłyszałam głos. Męski głos.
-Danny! Jestem tu! Wiszę na gałęzi! Spadłam z urwiska!
Chłopak położył się na ziemi  i wyjrzał z urwiska.
-Matko! Już cię wyciągam!-powiedział i wyciągnął rękę. Rzeczywiście udało się chłopak wyciągnął mnie na urwisko. Lecz nie przywidzieliśmy jednego. Jedno kopnięcie...
-Buhahahahaha!-usłyszałam głos zza pleców. Wiedziałam czyi to głos . Nie miałam siły na niego popatrzeć. Patrzyłam tylko na Dannego. Miał wyciągniętą rękę ku górze , . Tak symbolicznie... Że może go ktoś jeszcze uratuję.
-Danny gałąź...- kogo ja oszukuję? On już dawno ominął gałąź i spadał, spadał, spadał. Zniknął. W rzeczce. Na zawsze.
-Ty... - zwróciłam się ostro do mordercy Dannego.
-Buhahaha!-powiedział tylko wieśniak.
-TY...
-Teraz twoja kolej!
-Nie!-krzyknęłam jeszcze. Na szczęście tam była Sabrina. Złapała mnie szybko za rękę i wciągnęła. Zamachnęła się nogą i kopnęła Dava.
-Nie! Teraz twoja!-dorzuciła. Spadł.
Popatrzyłam umarłej głęboko w oczy.
-Wiedziałam że sobie sama nie poradzisz.-burknęła. Odwróciła się.- Tak! Nareszcie wolna od tych nie godziwych... Wiesniaków... Nareszcie! Hahaha... A teraz- popatrzyła na mnie- Musze już iść. Moja misja wypełniona!
Zniknęła tak jak się pojawiła i zostałam zupełnie sama.
Spojrzałam smutnie przed siebie. Na trawie leżała fioletowa czapka . Czapka której przed parymi tygodniami nie nawiedziłam. Czapka Dannego . Została tylko po nim czapka nic więcej do mogę po nim zatrzymać. Nagle spostrzegłam na drugim końcu urwiska drewnianą ławkę na widok pięknych gór. Usiadłam na niej przytulając się do czapki. A potem odłożyłam ja na ławce i patrzyłam przed siebie. Jak ja się wszystkim wytłumaczę że Dannego już nie ma? Przecież nikomu o ty tym nie powiem! Oprócz Fangie... A może lepiej żeby jej nie mówić?
Nagle spostrzegłam że obok mnie nie leży już czapka tylko siedzi przezroczysty młodzieniec , uśmiechał się do mnie.
Wtuliłam się w jego ramię.
-Jesteś tylko duchem prawda?
-Tak , tylko duchem.
-Ale takim jak na przykład Spectra?
-Nie.-powiedział smutnie- Spectra dostała drugą szansę , bo nie zrobiła nic złego. A ja ...
Przerwał nagle.
-Ja okłamywałem każdego kogo spotkałem na swojej drodze.
-Och , jaka szkoda-powiedziałam.
-Ach właśnie. Przyszedłem tu aby prosić cię o pochowanie mnie.
-Ale , ja nie mam nic do pochowania...-spojrzałam na czapkę.-Ja jej nie mogę . Nie . To jedyna rzecz którą mam po tobie.
Chłopak uśmiechnął się . Podał mi do ręki swoje okulary.
-To pochowaj to.
Uśmiechnęła się.
-Na szczęście teraz nie zamienię cię w kamień. Zawsze o tym marzyłam. Nikomu nie mogłem spojrzeć prosto w oczy. A teraz. Chłopak podfruną z ławki- mogę wszystko. Jestem szczęśliwy! A teraz musze już iść!
-Cześć!-pomachałam mu- Wszystkiego dobrego! Nie zapomnij o mnie!
Pomachał mi a potem zniknął. Spojrzałam na rzeczy które pozostały mi po nim. Zabrałam się to wykopywania dołu.

[ Dobra notka jest. Troszkę na wymuszenie trochę nie. Mam nadzieję że chwila dramaturgii się wam spodobała :)]

2 komentarze:

  1. [A co tu tak cicho? O.o Notka mi się podobała, mamy pierwsze trupy, hehe. Ale nie ostatnie, oj nie :D Poleje się krew!
    Och, ile tutaj mnie! Ojej ^^ ale słodko pod koniec się zrobiło! Może aż trochę za słodko... Ale nie przyszłam tu żeby narzekać. Chwila dramaturgii - me gusta :D]

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.