piątek, lipca 26, 2013

048. "Panie Michale, ja Pana zabiję."



9 października (wtorek)

             Słońce świeci, a ja siedzę z przepiękną dziewczyną w parku na ławce. Nasze twarze zbliżają się na niebezpieczną odległość, która zaraz spowoduje pocałunek. Nasze wargi stykają się i...
            Dzwoni budzik w telefonie, budząc mnie piosenką „Spark in the Dark”. Niechętnie oderwałem twarz od białej poduszki, wypluwając przy okazji 3 gęsie piórka, które musiałem „dorwać” w nocy. Jakim cudem nie obudziłem się, gdy one bezczelnie wchodziły mi do ust?!
           Podniosłem się i zrzuciłem z siebie kołdrę, która spadła na szare panele. Wsunąłem stopy do brązowych kapci w kształcie miśków. Tak jestem facetem, który ma brązowe, futrzane kapcie w kształcie miśków. Nawet mam miśki na bokserkach! Misie są zajebiste!
          Spojrzałem w stronę szafy i komody. Przeraziła mnie szalona odległość dziesięciu kroków, którą musiałem pokonać. Już miałem stanąć do walki z tym lękiem, ale uznałem to za bezsensowne i położyłem się spać z powrotem. Znaczy chciałem to zrobić, ale...
         – Wstawaj! – do pokoju wszedł, a raczej wpadł Pan Michał, czyli ojciec. Chamsko podszedł do okna i rozsunął zasłony, wpuszczając do pokoju... No właśnie! Nie wpuścił nic! Żadnego promienia słonecznego! 
         Spojrzałem na zegarek. Była dopiero 4:30! Cwana bestia z ojca. Podstępnie zmienił mi godzinę w budziku.  Ogłaszam koniec świata! Mój ojciec zwany również Panem Michałem czy Archaniołem Michałem nauczył się korzystać z telefonu komórkowego! Panie Michale, ja pana zabiję.
        – Po kiego budzisz mnie o tak barbarzyńskiej porze?! Gościu! Ja chodzę do szkoły! Możesz sobie przecież odpuścić! – wrzasnąłem oburzony.
        – Miałeś miesiąc wakacji dłużej? Miałeś! Spędziłeś ten miesiąc w Rzymie? Spędziłeś! Odpuściłem Ci wysiłek fizyczny? Odpuściłem! Zabieramy się do roboty mój drogi synu!
       – Ale mi się chce spać! I to były dwa tygodnie!
       – Masz siłę wrzeszczeć na ojca, to masz siłę na przebiegnięciu 10 kilometrów!
       – Ale..!
       – Nie pyskuj!
      Machnąłem ręką. Jak on sobie coś ubzdura to nie da się go przegadać. Idiota...
      Wyszedł z pokoju, a ja zrezygnowany i pokonany słowami „Nie pyskuj!” ruszyłem do szafy. Wyciągnąłem dresowe spodnie i T-shirt. Znowu zaczyna się koszmar. Ciekawe czy Razjel pamięta, że wraz z ojcem wróciliśmy już z tego cholernego zjazdu archaniołów i aniołów. Wziął mnie on tylko, żeby pokazać jakim to on jest wspaniałym ojcem.
***
         Koło 7:40 dotarłem pod Straszyceum. Cieszę się, że codziennie z rana muszę tu przychodzić. Serio! Gdyby nie to, że trzeba się uczyć, ojciec zmuszałby mnie do chodzenia na siłownie. Codziennie inny mięsień! Żeby nie było monotonnie. Jak ja go nienawidzę.
        – Casimiro! – usłyszałem za sobą kobiecy głos. Spojrzałem i zobaczyłem Anastasie, która wbiegła w moją stronę uradowana.
        – Hej – wymamrotałem cicho, a dziewczyna rzuciła mi się na szyję. – Nie wiedziałem, że aż tak na mnie lecisz.
       – Chciałbyś – białowłosa uśmiechnęła się zadziornie. – Idziemy na lekcje?
       – Co ma… – spojrzałem przerażony w stronę wejścia, na teren szkoły. Ana oczywiście musiała zrobić to samo.
       Staliśmy i patrzyliśmy na gościa wyglądającego tak samo jak ja. Mojego klona. Dosłownie. Zanim z ojcem wyjechałem, to Razjel postanowił takiego stworzyć czy tam wyczarować, żebym nie miał nieobecności i jakiś zaległych prac pisemnych… Cholera idiota zapomniał, że wróciłem!
       Dziewczyna przeniosła swój wzrok na mnie. Gdyby mógł zabijać, to z pewnością umarłbym już ze sto razy najmniej! Nerwowo się zaśmiałem i zakłopotany podrapałem po tyle głowy.
      – Wytłumacz się – warknęła, nie przestając się na mnie gapić. Klon zwyczajnie sobie do nas podszedł.
      – Dziewczyno, spokojnie! Nie jesteś moją matką ani dziewczyną, więc nie muszę ci się tłumaczyć tak? A teraz ja się ulotnię na lekcje, a ty mój drogi kolego – poklepałem Casimiro II po ramieniu – wróć do Razjela i powiedz, że już Cię nie potrzebuję.
      Mam nowe zajęcie na dziś. Unikać Any.  

***
      – Dlaczego kobiety z miłych, uroczych, słodkich kiedy się zdenerwują, stają się wstrętnymi jędzami, które są gotowe oderwać facetowi głowę, a następnie bawić się nią jak kot kłębkiem włóczki? – spytałem sam siebie i oddałem Nattiemu konsolę, którą przedtem mu wyrwałem. Szczerze? Facet nie był z tego zadowolony, ale zwykłe proszę nie działało, więc musiałem siły.
      – Skąd mam wiedzieć? – burknął i zaczął przyglądać się swojemu chyba ulubionemu urządzeniu.
      – Nie zniszczyłem, przestań tak na nie patrzeć…
      – Masz więcej szczęścia niż rozumu.
      – Widzisz… Teraz zabrzmiałeś zupełnie jak mój ojciec… Co teraz mamy?
      – Szalona nauka. Ostatnia lekcja. W końcu… Słyszałem już dużo historii o twoim ojcu, więc czuję się urażony. Idziemy?
***
         Po ostatniej lekcji siedziałem na korytarzu. Po co? Nie mam ochoty wracać do domu. Patrzyłem za uczniami, którzy szczęśliwi zmierzali do wyjścia ze szkoły. Podniosłem się, żeby nie zostać stratowany i ruszyłem przed siebie, żegnając się przy okazji z Deucem, Billym i Yuko.
        W końcu na korytarzu zrobiło się pusto. Zatrzymałem się i spojrzałem w posadzkę. Poczułem wibracje w kieszeni i wyciągnąłem telefon.
        „Wracamy dzisiaj razem. Masz na mnie czekać przed szkołą. Jestem jeszcze na sali gimnastycznej i zaraz idę się przebrać. od: Anastasia”
        Nikt mi nie będzie rozkazywał! A poza tym nie chce mi się stać przed szkołą. Nie jest jakoś specjalnie ciepło.
       Szedłem sobie spokojnie i nagle, nie wiem skąd, wybiegła Lydia. Pech chciał, że wpadła na mnie, odbiła się i wylądowała na ziemi wraz z książkami, które niosła.
       – Nic ci nie jest bella? – spytałem i pomogłem wstać blondynce. – Ładnie wyglądasz.
       – Nie, wybacz. Dzięki za komplement.
      Uśmiechnąłem się najmilej jak potrafiłem i pomogłem jej pozbierać książki. Grzecznie się pożegnaliśmy.
***
        Gdy doszedłem pod szatnie, dostałem kolejnego sms’a od Any. Poinformowała mnie, żebym poczekał jeszcze pięć minut, bo dopiero weszła do szatni. Dziewczyna ma tępo, naprawdę. Ja zdążyłem wpaść na Lydię, pomóc je pozbierać książki i dojść tutaj. Nie będę jak głupi stał pod szatnią damską, więc wszedłem.
        W pomieszczeniu była tylko Ana. Stała plecami do drzwi i zakładała czarną bluzkę. Usiadłem sobie na ławeczce i  ciszy na nią patrzyłem.
       Wyciągnęła telefon z torby i zadzwoniła.
       – Hej tato. Co będzie na obiad? Jak to co sobie ugotuje? No weź! Naleśniki ujdą, ale to robota na pięć minut. Nie, tego nie lubię, wiesz o tym. No to może być. Albo mam pomysł. Zamów pizze. Twoja logika czasami mnie rozwala. Nie chce ci się dzwonić po pizze, ale… Ja nie pyskuję! Ta… pa. – schowała telefon. Miło jest usłyszeć, że nie tylko ja mam problem z ojcem… Chociaż mój nie dotyczy kwestii obiadu.
      – Ładny tył – powiedziałem w końcu. Dziewczyna obróciła się i zamrugała kilka razy. – Myślisz, jak on się tu dostał? Dlaczego go nie zauważyłam? Odpowiedź jest prosta. Jestem ninja! A tak serio ładny tył.
      – Dzięki… chyba… – Ana schowała resztę swoich rzeczy do torby. – Idziemy?
      – Zaraz… Usiądźmy, pogadajmy – z ławeczki przeniosłem się na zimną posadzkę. Towarzyszka usiadła przede mną.
      Patrzyliśmy się na siebie w ciszy, uśmiechając się do siebie dobre pięć minut. Dopiero podczas tych kilku chwil zdałem sobie sprawę, że jest ona piękną dziewczyną, i że chyba się w niej zakochałem. Przedtem nie patrzyłem na nią pod takim kątem. Bardziej jako młodsza, upierdliwa siostra.
      – Coś nie tak? – spytała w końcu. W odpowiedzi pokręciłem głową.
      „Casimiro dasz radę” wmawiałem sobie. Przybliżyłem się do dziewczyny i delikatnie ją przewaliłem. Jej twarz oblała się rumieńcem. Bez większego wahania pocałowałem ją najnamiętniej jak mogłem i oderwałem się od niej. Dziewczyna patrzyła na mnie zszokowana. Szybko wstałem, zabrałem torbę i spojrzałem na nią.
      – Ciao bella – powiedziałem i wyszedłem, a raczej wybiegłem z szatni.  
     Dobrze że nikt tego nie widział.
  

[Moja pierwsza notka mimo, że jestem tu od dość dawna D=. Myślę, że jakoś wyszło.   Ana wybacz,  że tyle Ana zamiast Anastasia, ale za trudne imię do odmieniania.]

5 komentarzy:

  1. [Koty są lepsze od misi, o. Kota możesz zaadoptować i udomowić, a niedźwiedzia niezbyt, bo cię zeżre i nielegalne jest jego przetrzymywanie w domu. Jak już wcześniej ci mówiłam, biedny Casio że ma takiego ojca. Ale notka dobra, śmiechłam kilka razy. I wybaczam za to Ana, sama mam problemy z odmianą Anastasia :C.
    BTW, końcówka urocza ♥
    Biorę się za swoją notkę]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Niedzwiedzia można udomowić i nauczyć fajnych sztuczek :P]

      Usuń
  2. [Widzę że ostnio mam słabość wpadać na chłopaków :D Notka mi się ja wszystkie podobała :P ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [To cała Lydia :P. Co do notki to fajna jest a ty mi trułeś dupę, że nudna będzie. Po za tym imię Anastasi wcale nie jest ciężkie do odmienienia. Przyznaj się, że po prostu ci się nie chciało! XD]

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.