czwartek, lipca 25, 2013

046. Pamiętnik


8 październik (poniedziałek)
Wciąż rozmyślałam nad propozycją Ivette. Pamiętnik… Może to naprawdę nie taki zły pomysł?
Poderwałam się z łóżka i podeszłam do jednej z szafek. Stamtąd wygrzebałam jeden z wielu pustych zeszytów, z bardzo brzydkim rysunkiem żaby na okładce. Wzięłam kolorowy papier i okleiłam nim okładkę. Dorobiłam jeszcze kwiat-origami, przykleiłam na okładkę dodając jeszcze kolorowe papierowe niteczki i maleńkie perełki. Napisałam jeszcze pięknie wielkimi literami PAMIĘTNIK. Uśmiechnęłam się do samej siebie. W czymś takim to mogę pisać!
Otworzyłam zeszyt na pierwszej stronie i wetknęłam pióro w zęby. Jak by tu zacząć?
Przypomniałam sobie wszystkie filmy i książki, w których pojawiał się pamiętnik. Dużo ich nie było, a wszystkie dziewczyny zaczynały swe zapisy tymi samymi słowami.
Zaczęłam pisać.
Drogi pamiętniczku!
Pokręciłam przecząco głową. Nie będę przecież zdrabniała nazwy przedmiotu!
Drogi pamiętniczku!
Drogi pamiętniku!
Zmarszczyłam brwi, patrząc na napis. Przecież to nawet głupio wygląda… Zamaszystym ruchem wykreśliłam słowa i zastanowiłam się. Mam!
Drogi pamiętniczku!
Drogi pamiętniku!
Drogi zeszycie w którym zapisuję swoje myśli!
Uśmiechnęłam się szeroko. No tak o wiele lepiej!
A więc, mój kochany zeszycie mam mały problem. Jedna dziewczyna, córka najlepszego przyjaciela mojego taty (tak, wiem, że to skomplikowane) ta wredna suka no ona mnie nienawidzi, uważa mnie za szmatę no nie lubi mnie. A to wszystko przez to, że mylnie stwierdziła, że chcę jej odebrać chłopaka! A zresztą opowiem ci to wszystko od początku. Bo my już przeszliśmy na ty, tak?
Znowu mi nie wyszło, w szkole zaczęli podejrzewać, że nie jestem do końca normalna. Oczywiście mieli nie mieli racji. Jestem bardzo normalna jak na wampira! Wspomniałam ci, że jestem wampirem? Nie? No to mówię właśnie, że nim jestem! A tak dokładnie to wampirzycą, bo jestem kobietą.
Tak więc jak na wampira jestem bardzo nienormalna. Mam tylko pewną umiejętność odziedziczoną po matce, ale o tym później!
Tak więc wraz z ojcem i przyjaciółką służącą musieliśmy wynosić się ze słonecznego Los Angeles. Ojciec zaraz znalazł mi inną szkołę, do której uczęszcza również moja kuzynka, której nigdy wcześniej nie poznałam! A mam już 1234 lata!
Tak więc Vlad mój tato ten, który mnie przemienił, nazywany przeze mnie tatą bądź Vladem (bo tak ma na imię) wykupił wielką willę (z basenem!) na najdroższej ulicy w mieście! A jest to miasto tylko dla potworów istot obdarzonych dziwnymi umiejętnościami i wyglądem innym niż normalski ludzki. Szkoła do której miałam chodzić nazywa się Straszyceum. To po prostu takie liceum, gdzie uczniowie straszą samym swoim wyglądem. Nie no, żartowałam tylko.  Po prostu jest to szkoła, do której uczęszczać mogą jedynie takie osoby jak ja, czyli wampiry, wilkołaki i inne tego typu poczwary istoty.
No to poszłam pierwszego dnia do tej szkoły i ojciec (ten, który mnie zmienił) kupił mi taką fajną kieckę, w której wyglądałam mega gorąco, jak sex bomba bardzo ładnie i wszyscy chłopcy się za mną oglądali! Zapoznałam się z dyrektorką, odebrałam plan lekcji, poszłam do łazienki, poprawiłam fryzurę, wyszłam i na kogoś wpadłam. Był to jakiś chłopak, mega przystojny syn gorgony. Przywitałam się z nim, pięknie przeprosiłam i spytałam czy nie zna Lali Draculaury, mojej kuzynki, córki Draculi, na którą wszyscy mówią Lala. On oczywiście ją znał i zaproponował, że mnie do niej zaprowadzi. Ale Lali tam nie było, więc postanowiłam, że na nią poczekam, SAMA! Pod salą dostrzegłam jakąś ładną dziewczynę, tę wredną sukę, egoistkę, wielką królową szkoły de Nile, od której od razu poczułam nienawiść. Bo ja emocje i uczucia wyczuwam, tak na marginesie mówiąc. Była to egipska księżniczka, córka najlepszego przyjaciela mojego ojca (tego, który mnie przemienił), a nazywała się Cleopatra de Nile, w skrócie Cleo.
Od tamtego czasu ja zaprzyjaźniłam się z Deucem (tym mega przystojnym synem gorgony), chłopakiem tej suki Cleo. Oczywiście panna de Nile wymyśliła sobie, że jej chcę chłopaka odebrać. A to nieprawda nieprawda kłamstwo coś bezczelnego! Już w pierwszy piątek po rozpoczęciu roku szkolnego Cleo ogłosiła, że organizuje imprezę w swojej wielkiej i pięknej willi, no w swoim domu. Oczywiście mój nowy przyjaciel Deuce (Boże, on naprawdę jest przystojny) i moja kuzynka Draculaura namówili mnie, żebym przyszła. No to przyszłam. I impreza była katastrofą! Po jakiejś godzinie rozpoczęłam z Cleo bitwę na jedzenie! Nie ja zaczęłam, tylko ta szmata, która nazwała mnie, MNIE suką. I tego już nie wykreślę! Bo tak właśnie zrobiła! No to ja jej miło powiedziałam, doradziłam, by sama spojrzała w lustro bo to ona z nas dwóch jest suką i wtedy oberwałam ciastkiem. To rzuciłam w nią szarlotką ze śmietaną. Pewnie na tym by się nie skończyło, gdyby nie Lala, która musiała nas powstrzymać. Po cholerę to zrobiła, tak bym tę Cleo upokorzyła, że już by nosa za drzwi nie wystawiła! No to ulotniłam się z imprezy, poszłam do domu, by się przebrać. Potem musiałam zdać relację mojej kochanej przyjaciółce służącej Ivette, którą czasem lubię znoszę. Ivette spotkałam w LA, to rudowłosa jędza czarownica (znaczy może czarować i w ogóle, nie że z charakteru czarownica) bardzo ładna przy okazji, ale to zło wcielone, sprowadzające grzeczne dzieci na złą drogę. To ona nauczyła mnie tak całować chłopaka, by na całe życie ten pocałunek pamiętał. Również ona pokazała mi co zrobić, by twój chłopak zerwał z tobą po kilku dniach, gdy się nim znudziłaś. To ona nauczyła mnie wszystkich zboczonych kawałów, ona oglądała ze mną zboczone filmy i polecała książki z wątkami erotycznymi jak „Gra o Tron” którą kocham za Tyriona Lannistera. On jest taki słodki, jego szczerość mnie rozwala. Istota urocza, ale pod tą uroczą powłoką kryje się ki czort i diabeł. Muszę przyznać, że się z nią zaprzyjaźniłam, bo bardzo pozytywna to osóbka. Zawsze gdy do niej podchodzę, sama zaczynam się uśmiechać, bo to takie przyjemne, wyczuwać tylko pozytywne emocje. W każdym razie opowiedziałam jej o wszystkim, o Cleo, o jej teoriach spiskowych. Ona by mnie wkurzyć zaczęła się śmiać, cały czas mówiąc o Deucie jak o moim księciu z bajki! Ale i tak ją lubię!
Z każdym dniem nienawiść między mną a Cleo rosła, zaczęła się między nami niewypowiedziana wojna. I tę właśnie wojnę zamierzałam wygrać, zmieść tę szmatę z powierzchni ziemi. Oczywiście wygraną byłoby odebranie pannie de Nile chłopaka, a to nie jest prostym trudnym zadaniem. Dlaczego? I tutaj opowiem ci o moich relacjach z Deucem. Czysto przyjacielskich oczywiście!
Od samego początku go lubiłam. Dobra, skłamałam, nie od samego początku, bo przy pierwszym spotkaniu miałam ochotę zmienić go w kamień. Lubiłam go prawie od samego początku. No a Cleo od samego początku nie lubiłam. Wystarczył jeden dzień byśmy z Deucem stali się naprawdę świetnymi przyjaciółmi. Jeden dzień! Mało, prawda? No i jak to przyjaciele bardzo często ze sobą rozmawialiśmy. Ale ta su.. nie mogła tego zrozumieć, bo jest na to zbyt głupia! Oczywiście wszystkie jego uwagi na temat mojego wyglądu były czysto przyjacielskie, tak myślę. Przynajmniej jeśli chodzi o mnie, to by tak było.
No to rozmawialiśmy ze sobą, żartowaliśmy wspólnie, nigdy jednak nie mówiąc o Cleo. Deuce nie do końca wiedział jakie relacje między nami panują, a lepiej nie kusić losu. Bo ja na punkcie Cleo stała się lekko mało, ale jednak troszkę przewrażliwiona. Dlatego przy mnie lepiej o niej nie wspominać!
Może co mogę powiedzieć o Deucie? Bardzo go lubię, jest sympatyczny, zabawny, po prostu dobry z niego kumpel. A o Cleo? Że to wredna, myśląca tylko o sobie suka, szmata wykorzystująca innych, najbardziej egoistyczna osoba jaką poznałam do tego ubierająca się jak jakaś dziwka z przydrożnego baru! Dobra, ochłonęłam. Ona jest po prostu wredną egoistką. Zapomnijmy o całej reszcie jaką napisałam. Ale w myślach i tak będę nazywała rzeczy po imieniu! Bez względu na to czy to kulturalne i miłe czy nie!
Takie właśnie mam stosunki z Cleo de Nile i Deucem Gorgonem. Jak dotąd wszystko szło normalnie. Przyjacielskie rozmowy, kłótnie wrogów i tak dalej, ale wszystko musiało się zmienić tego dnia. A było to dwudziestego drugiego dnia września. Miałyśmy mieć trening potworniarek i Cleo (kapitan) szukała wolnej sali, by poćwiczyć. Oczywiście ta suka idiotka była niedoinformowana i wparowałyśmy na salę gimnastyczną w połowie treningu naszej drużyny sportowej! Mieli akurat trening z drużyną demonów. Był tam taki jeden nieziemsko przystojny, na całe życie go zapamiętam demon, z wyglądu całkiem niezły. No i Cleo zaczęła się do niego ślinić jak jakaś idiotka, którą zresztą jest. Deuce (jej chłopak, przypominam!) przywitał ją, ale ona na niego uwagi nawet nie zwróciła, cały czas wgapiała się w tego demona! Przyznaję, że sama przez chwilę miałam ochotę rzucić się na niego, ale mi przeszło. No to Deuce chciał się na niej zemścić i podszedł do mnie, zapraszając do kina. Oczywiście się zgodziłam, tylko by wkurzyć Cleo oczywiście. No to cało popołudnie zastanawiałam się jak się ubrać i w końcu musiała mi pomóc Ivette, która to czysto przyjacielskie spotkanie-zemstę nazwała randką! Oburzające, nie sądzisz zeszycie? Ja niby miałabym iść z nim na randkę? Bzdury!
No to poszłam z nim do tego kina, zrobiłam parę słodkich uśmiechów do biletera, by zdobyć miejsca na film, których rzekomo już nie było. Oczywiście film miał być thrillerem. Chciałam, by było to tylko i wyłącznie spotkanie o naturze przyjacielskiej, to znaczy przyjaciel i przyjaciółka razem oglądają ekscytujące, krwawe bitwy i oczekują kolejnego zwrotu akcji. A wyszło na to, że rzekomy thriller okazał się być romansem. Niezły pech, nie sądzisz? I tak musiałam siedzieć obok Deuca i oglądać całujących się aktorów, nadal oczekując jakiejkolwiek akcji, która nie nadeszła! Nie uśmiechało mi się to siedzenie, czułam się dziwnie. Przyznam się. Oglądając ten film, czułam się, jakbym naprawdę poszła na randkę. Dlatego siedziałam wyprostowana na swoim siedzeniu, mięśnie miałam napięte, minę niewyraźną, no ale oglądałam. Kilkoma zabawnymi uwagami rozluźniłam atmosferę, bo Deuce chyba też dobrze się nie czuł.
Ale dawno nic nie skreśliłam! Trzeba to jak najszybciej nadrobić, tak! No to co było dalej! Cała szkoła dowiedziała się o tej randko-nie randce, bo Spectra znana jako Cerberek zamieściła informację o naszym „potajemnym” spotkaniu na swoim blogu o szkole. Miałam ochotę ją zabić, kolejna szmata się znalazła i do tego plotkara, bo to wcale nie było potajemne spotkanie, a już na pewno nie ukryta randka! Cały zespół potworniarek i drużyna demonów i naszej szkoły słyszała jak Deuce mnie do kina zapraszał! Cleo też! A i tak ledwo przeżyłam! A wiesz, zeszycie, że Cleo w gniewie wcale nie przypomina już pierwszej lepszej dziwki?
Oczywiście i ja i Deuce zignorowaliśmy te kłamstwa i nadal rozmawialiśmy ze sobą jak przyjaciele. Bo przecież właśnie nimi byliśmy! Przyjaciółmi, tylko i wyłącznie przyjaciółmi. A Cleo po prostu zachowywała się (i zachowuje) tak, jakby Deuce mógł rozmawiać tylko z nią, a rozmawianie z jakąkolwiek inną dziewczyną było zabronione, albo wręcz karalne.
Od czasu tamtego spotkania nic się nie zmieniło, nic! Nie mam pojęcia czego chciała od nas Cleo, co jej nie pasowało. Byłam grzeczna. Nawet mogę powiedzieć, że zawiesiłam broń. Po prostu zaczęłam ją ignorować. A oczywiście jako egipska księżniczka, Cleo nie była przyzwyczajona, że ktoś, nawet jeśli tego kogoś nie lubi, ją ignoruje. Zawsze w centrum uwagi, zawsze w świetle reflektorów – to chyba jest dewizą życiową tej szmaty suki dziewczyny.
Jeśli myślała, że ze mną wygra, to się myliła. Jeśli myślała, że odczepię się od jej chłopaka, to również się myliła. Zresztą we wszystkim się myliła.
Och, stwierdziłam, że życie mogłoby być naprawdę cudowne, gdyby Deuce nigdy nie zaprosił mnie do kina! Niby nic się między nami nie zmieniło, ale wyczuwało się coś. A ja nie chciałam tego cosia czuć. Bo to właśnie coś powodowało te cholerne zmiany, których nie chciałam. A wcześniej było mi tak dobrze!
Otóż co się stało. Był piątek. Właśnie skończyłam próbę zespołu muzycznego i postanowiłam pośpiewać jeszcze w parku, poćwiczyć w ciszy. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z upływu czasu. Nagle ktoś stanął obok mnie i powiedział, że świetnie śpiewam. A był to właśnie Deuce. Coś ostatnio dużo o nim ,prawda? Oczywiście podziękowałam mu, on mi zabrał tekst piosenki, która była tajemnicą. No to mu powiedziałam, że jeśli komuś o tej piosence powie, to umrze. Bo go uduszę własnymi rękami, o ile Operetta wcześniej nie udusi mnie. No to oddał mi te kartki (o ile wydarcie mu ich można nazwać oddaniem), a ja je spakowałam do torby. Nagle Deuce wyskoczył z tym, że ładnie wyglądam w niebieskim. No to oczywiście ze zdziwieniem uniosłam głowę i… O Boże. Na samo wspomnienie tej chwili zaczynam szybciej oddychać! Bo widzisz, zeszyciku, mogłam policzyć ciemniejsze plamki na moich oczach, odbijających się w jego okularach! Rozumiesz? Nasze twarze dzieliły może jakieś trzy centymetry! I pewnie jeszcze sekunda i byśmy się pocałowali, ale zadzwonił mój telefon. Nie wiem tylko czy powinnam się z tego cieszyć czy smucić. Naturalnie, że odetchnęłam z ulgą. Po zakończeniu rozmowy z Ivette, szybko się z nim pożegnałam. Od tamtego czasu z nim nie rozmawiałam. Bo widzisz, zeszycie, ja nawet nie jestem pewna co powinnam o tym myśleć. A myślałam o tym dużo. Tak naprawdę ta scena pojawiała się w moich myślach, gdy tylko miałam chwilę wolnego. Bo my prawie się pocałowaliśmy! A przecież jesteśmy tylko i wyłącznie przyjaciółmi! A przyjaciele się ze sobą nie całują!
Powiedz mi zeszyciku, proszę, co o tym myślisz? Bo ja sama nie wiem co mi po głowie chodzi…
To ja już chyba skończę to pisanie, bo słyszę kogoś na schodach. Zresztą głodna jestem, potem znów to przyjdę.
Do zobaczenie!
Twoja Fangie
P.S. Jeszcze jedno. Ivette, istoto piekielna, nie czytaj tego, bo uduszę!!!
Wstałam i zamknęłam zeszyt. Wreszcie mogłam odetchnąć z ulgą, wreszcie mojej głowy nie zaprzątały tylko te myśli.
Wyszłam z pokoju, kierując się do kuchni. Miałam wielką ochotę na duży puchar lodów tropikalnych i cytrynowych!
Wyjęłam wielkie opakowanie z zamrażalnika i wzięłam łyżeczkę. Lody jak zwykle były pyszne i orzeźwiające, bo był to sorbet, a one są najlepsze! Westchnęłam z przyjemności. Zawsze wiedziałam, że lody będą moją zgubą.
Rozłożyłam się na kanapie w salonie i włączyłam telewizor. Akurat na Comedy Central leciały Pingwiny z Madagaskaru, jedna z moich ulubionych bajek. Był to odcinek o zemście doktora Bulgota. Uśmiechnęłam się.
- Co oglądasz? – spytała Ivette, wchodząc do pokoju. Pokazałam na telewizor.
- Pingwiny z Madagaskaru – odpowiedziałam szybko i poderwałam się z kanapy.
- I wtedy tej wody będzie więcej i więcej – zaczęłam razem z Królem Julianem – i wtedy… wszystkim damy kajaki!
Ivette zachichotała i dokończyła już jako doktor Bulgot.
- Nie! I wtedy dopełni się moja zemsta, bo odtąd to człowieki będą skakać przez kółka!
- U, e, a ja mogę dostać kajak?
Wybuchłyśmy śmiechem. Czasem tak niewiele potrzeba, by się uśmiechnąć i zapomnieć o złości czy smutku.
- Uwielbiam ich – powiedziała Ivette, wskazując Skippera. Pokiwałam głową.
- Wiesz, że ja też – zrymowałam nieświadomie. – Nie mogę się doczekać kiedy ukaże się ten odcinek o Doris i Kowalskim.
Bo Kowalski, ten najmądrzejszy z czwórki pingwinów kochał delfinicę Doris, która z kolei jego nie kochała, tylko jakiegoś morsa, z którym uciekła. Kowalski nawet stworzył dla Doris wiersz.
Wstałam z kanapy.
- Dobra – zaczęłam – skończyło się, a ja skończyłam jeść, więc mogę już iść na górę – powiedziałam i odniosłam pusty pojemnik po lodach do kuchni. Wspięłam się po schodach i weszłam do swojego pokoju. Z przyzwyczajenia włączyłam od razu laptopa, poprawiłam poduszkę na łóżku, żeby móc się o nią wygodnie oprzeć. Wzięłam laptopa i położyłam sobie na kolanach, gdy nagle sobie o czymś przypomniałam. Pamiętnik!
Spojrzałam na leżący na łóżku zeszyt. Ciekawe czy Ivette do niego zaglądała?
Wzięłam pamiętnik do ręki i otworzyłam go. Na początku nie dostrzegłam nic niezwykłego, ot taki sam zeszyt, jaki był jeszcze przed dwudziestoma minutami.
Gdy już miałam zamiar go zamknąć, dostrzegłam mały dopisek pod moim pierwszym wpisem. Zmrużyłam oczy i przeczytałam go. Zamknęłam oczy i ukryłam twarz w dłoniach. Ktoś bowiem dopisał poniżej:
To już na pewno nie jest tylko przyjaźń, panno Tepes.

[Nie wiem co myśleć o tej notce. Pomysł na pamiętnik zrodził się w mojej głowie stosunkowo niedawno i nie wiem czy wam się spodoba. Uważam, że wyszło mi całkiem nieźle, sama się uśmiechałam przy zapisywaniu myśli Fangie. I zauważyłam, że ona żyje własnym życiem i sama zmusza mnie do brzydkiego nazywania Cleo. Bo nie miałam zamiaru aż tyle razy użyć tego słowa na s. Powiedzcie mi szczerze co o tym pamiętniku myślicie, bo ja nadal pewna tej notki nie jestem! A i jeszcze jedno. Czy te skreślone słowa da się odczytać? Bo tam są najzabawniejsze fragmenty. Może nie najzabawniejsze, ale najistotniejsze. Bo to jest takie zaprzeczanie samej sobie, trochę.]
[P.S. Przepraszam za te cytaty z Pingwinów z Madagaskaru. Po prostu kocham tę bajkę :D]

7 komentarzy:

  1. [Zgłaszam się do kolejki :D]

    OdpowiedzUsuń
  2. [dla mnie superaśna notka! podobało mi się jak Fangie sobie mówiła, że nie można zdrabniać nazw przedmiotów i potem jak skreślała inne słowa to było baardzo realistyczne i to mi się w tej notce podoba :-D]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Zgadzam się z Adą :D Czasami pękałam ze śmiechu przez te skreślone zdania czy słowa. S*uka Cleo. Nawet fajnie brzmi :D]

    OdpowiedzUsuń
  4. [popieram przedmówczynie i przyznam, że też lubię Pingwinki. Są tac zabawni a Julian juższczegulnie :D:D:D. Notka superaśna :D ajajaj teraz ja pisze!]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Taak, pingwiny i Julian, kocham ich całym sercem! To pisz, pisz, my czekamy!]

      Usuń
  5. [ A niech to. Przeciesz teraz Asoki kolej oj ja głupia, zle w kolejke luknęłam :D :P]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Juhuuuuu! Działa ^^!
    przepraszam, wybuch nagłej radości xD.
    Pingwiny! Uwielbiam xD
    O tak, ten pamiętnik był świetny. Wzmianka do demonie <3.
    Pozdrawiam, no i biorę się za swoją notkę.
    Asoka]

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.