piątek, grudnia 28, 2012

002. Początki bywają trudne



04 IX 2012 r.

„Co ja tu w ogóle robię”?
To była pierwsza myśl Talissy, gdy przekroczyła próg Straszyceum. To miejsce przytłaczało drobną półwampirkę od pierwszego wejrzenia. Było w nim również coś, czego owa muzyczna panna nie mogła w pełni zaakceptować. Obecność innych upiorów.
Ale to nie będą potwory starsze, bardziej doświadczone, takie, jakie lubiła. To jest szkoła; w niej spodziewała się jedynie zarozumiałych, oczarowanych dziwacznymi dzisiejszymi trendami i słuchającego komercyjnego badziewia damulek. Dziś już niemal nikt w ich wieku nie docenia piękna muzyki klasycznej. Wolą płynące z głośników radia czy komputera tysiące razy powtarzany zwrot „I LOVE YOUUU!!” w połączeniu z jakimś łubudusratatata i tandetnymi tonami syntezatorów. Nie, żeby miała coś przeciwko syntezatorom.
W wielkiej sieni zebrał się już drobny komitet powitalny. Modne stroje nie zapowiadają niczego dobrego.
-Witamy w Straszyceum – zielonoskóra nastolatka o biało-czarnych włosach i szwach tu i ówdzie na ciele pomachała entuzjastycznie ręką. Echotworka zastanawiała się, czy gdyby ta dziewczyna znała jej charakter, jej twarz tryskałaby taką samą ekstazą.
-W tej szkole będziesz poznawała nowe wiadomości i nowe upiory – powiedziała z powagą wampirka o najwyraźniej farbowanych, czarno-różowych włosach. Jeja, wampirka. Siostra krwi drugiego gatunku. - To jedna z najbardziej renomowanych akademii dla RAD-owców.
Hmm. Kto to ci RAD-owcy?
-Nie musisz się niczego bać, żabko – dorzuciła blondynka o łuskowatej skórze i płetwach. - Każdy był tu kiedyś nowy i wierz mi, zawsze dobrze się kończyło. Choć nie będę kłamać, czasami są wydarzenia śmierdzące martwą rybą.
Haha. Tyle że w moim przypadku nigdy się „dobrze nie skończy”. Za bardzo ukochałam mrok i samotność.
-To... po pierwsze, to co to RAD-owcy, a po drugie, to kiedy wejdziemy?
-Po pierwsze, RAD-owcy to my. Ruch Atrakcyjnie Dziwnych. - stwierdziła pomarańczowobrązowooka wilkołaczka.
-A po drugie to jak ci się tak spieszy, to już włazimy – dopowiedziała nieco ordynarnie białowłosa panna ubrana w dziwnie grube ciuchy.
Drzwi otworzyły się z głośnym skrzypieniem.

Drzwi otworzyły się z głośnym skrzypieniem. Wrażliwe uszy Talissy z czułością podbitą mocniej przez dar wampiryzmu od razu zalała kakofonia bezładnie zmieszanych ze sobą dźwięków. Szkolny gwar.
I będę zmuszona znosić to codziennie...
Teraz, gdy słuch wrócił do jakiej takiej normy, dotarły doń gorączkowe głosy:
-Och! Nowa!
-Jakaś nietypowa. Co to za potwór?
-Coś okropnie podobnie do tamtej (tu nie dosłyszała imienia)
-Chyba nie myślisz, że...?
-Ale wyczepista sukienka!
-Brr... ta dziwaczka przyprawia mnie o dreszcze...
-Strasznie jest mroczna, to prawda.
To takie... cudowne. Wszyscy wiedzą, że jestem mroczna. Tylko ciekawe, czy zrozumieją, że chcę się trzymać na dystans.
-Stójcie. Mam na imię Talissa, jestem mroczną muzyczną upiorką z żądzą krwi i jak będziecie zanadto mi się narzucać, możecie skończyć jako mój podwieczorek. To tyle, dziękuję.
-Donnerschlag!
Hmm... Czy ja mam omamy słuchowe, czy to...?
-Talissa! Du bist hier?! - odrobinę za głośno wrzasnęła Echolette. To nie było złudzenie, ona naprawdę tu jest!
I chyba z radości zapomniała, jak się mówi po angielsku.
-Ty ją znasz? - zapytała zdziwiona zielonka.
-No tak. To moja kuzynka z Bułgarii. I... cóż, istotnie lepiej jej nie drażnić – na twarzy Niemki wykwitły dwie granatowe plamy. Najwyraźniej zawstydziła się swojego nagłego wybuchu radości.
-Tych kuzynek to masz od starej skamieliny – stwierdziła znudzonym tonem jakaś bardzo wysoka rekinołaczka.
-No a co myślisz? - naburmuszyła się Echolette. - Ciekawe, jak tobie by się żyło, mając na karku ich prawie pięćdziesięciu.
Talissa jak zaczarowana wsłuchiwała się w jej głos. Nie wiedzieć czemu uwielbiała jego brzmienie. Nieco metaliczne, melodyjne, niskie, z ledwo dosłyszalnym berlińskim akcentem, który nadawał mu nieco szorstkości. Dodatkowego ładunku pewności siebie dawał półwampirce fakt, że ma tutaj siostrę krwi pierwszego gatunku.
Tymczasem wilkołaczka, która – jak się w międzyczasie okazało – ma na imię Clawdeen, zerknęła na zegarek.
-Dobra, lalki, za dwie minuty dzwonek. Nie chcecie się chyba spóźnić na Szaloną Naukę?
-A mnie tam ona wisi – mruknął jakiś długowłosy echotwór obok Echolette, mimo to powlókł się smętnie do przodu. To samo uczyniła Talissa.

Sprawia wrażenie niedokończonego, prawda? To jednak koniec tej notki!


(adnotacja: myśli głównej bohaterki zaznaczyłam pogrubioną kursywą.)

3 komentarze:

  1. [motka jak na początek dobra tylko mam parę uwag. Numerujemy notki kolejnościowo. Jest już notka z numerem 001 wiec proszę byś zmieniła na 002. To ma byc informacja tylko dla czytających jaka jest kolejność. Ten charpter i ponownie tytuł już nie musi być i proszę o wstawienie daty, tak jak jest to w notce 001. Proszę byś na przyszłość o tym pamiętała i oczywiście witam cię w upiornej szkole]

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.