6 września
-Nattie wstawaj na śniadanie!
–dobiegł mnie głos mojego „kochanego braciszka”. Przetarłem zaspane oczy i
spojrzałem na zegarek. Wybiła właśnie 5.30 czasu ludzkiego.
-Pojebało cię?!-wydarłem się z
pokoju.-Daj mi się wyspać a nie budzisz o świcie! –po skończonym zdaniu
natychmiast zakryłem sobie głowę kołdra i ponownie zasnąłem.
Poczułem nagłe zimno. Coś
mokrego poleciało w moim kierunku lądując na kołdrze całkiem ją zmaczając. Zerwałem się natychmiast i spadłem na twardą
podłogę. Za mną rozciągał się znajomy śmiech. Odwróciłem się masując obolałe
miejsca.
-Mephisto! –nie kryłem swojej
złości. On tylko stał z pustym wiadrem w tym swoim idiotycznym stroju śmiejąc
się jak debil.
-Ojciec zakazał nam
rozpieszczać cię-odparł gdy tylko opanował swój śmieszek.
-Od kiedy ty się tak bardzo
jego słuchasz? -spytałem.-Przecież bez jego zgody opuściłeś Gehenne.
-To były inne czasy mój młody
Bruder.
-Przestań gadać już po
niemiecku! Dobrze wiesz, ze nie trawie naszego języka!
-Tak wiem.-uśmiechnął się paskudnie.-A teraz mój drogi braciszku
pójdziesz grzecznie na śniadanie. Jak nie to następnym razem użyje wody
święconej.-uśmiechnął się po czym trzy razy walną swoją dziwaczna laską w podłogę
licząc do trzech- Eins, zwei drei. -po czym zniknął.
Siadłem na skraju łóżka. Czy
on nigdy już nie da mi spokoju? Do tej pory mieszkało mu się dobrze z matką we Francji gdzie rzadko a prawie i w
ogóle nie widywał się z ojcem i z irytującymi braćmi. Czemu kochana mateczka
musiała umrzeć? Eh ciężkie jest moje życie.
Ubrałem się w ciemne jeansowe
spodnie i czarną koszule. Przeczesałem włosy i założyłem skarpetki po czym
wyciągnąłem swoją ulubioną konsole i spakowałem do kieszeni. Ziewnąłem i
zszedłem na dół gdzie czekało na mnie zimne śniadanie. Bracia już zdążyli
skonsumować swoją część posiłku i rozeszli się w swoje strony. Sam i w
milczeniu zjadłem swoją porcję po czym ruszyłem do salonu gdzie przegrałem całe
dwie godziny na PSP.
Szkoła jak to szkoła. Nudno
jak diabli. Pierwsza godzina szprachunki, ale nie przejąłem się tym. Ważne dla
mnie było bym mógł pograć sobie w gierki. Idąc pod salę minąłem się z Robbecką.
Dziewczyna jak zawsze była przesadna co do nowych technologii.
-Witaj Nattie -odparła z
przekąsem.-Widzę, ze jak zwykle nie możesz obejść się bez
technologii-uśmiechnęła się.
-A ty jak zwykle jesteś w
towarzystwie tych staroci-mówiąc to wskazałem na maszynę do pisania, którą
dziewczyna-robot trzymała pod ręką.
-To jest lepsze niż te wasze trumny-mówiąc
to zrobiła minę obrażonego kotka.
-Ta jasne-odparłem i ruszyłem
przodem. Dziewczyna musiała być na mnie mocno obrażona bo parsknęła coś pod
nosem i nagle zniknęła dzięki swoim odrzutowym butą.
Siedziałem już pod klasą
czekając, lub nie, na dzwonek. Grałem właśnie w jedna z strzelanek gdy moje kochane PSP w jednej minucie
przestało działać.
-O nie… Tylko nie to… -rzekłem
do siebie natychmiast podnosząc się z ziemi i pukając urządzenie z nadzieją, ze
uda mi się je ponownie uruchomić. Ekran nagle zrobił się niebieski po czym
zaczęły pojawiać się białe litery tworzące zdanie. „Dzisiaj musisz obyć się bez
swoich kochanych urządzeń. Mephisto”
-Zabije drania! -krzyknąłem
wkurzony i walnąłem urządzeniem o ścianę. Wszędzie posypały się małe odłamki urządzenia.
–szlak!- moja wściekłość nie znała już granic.
Zadzwonił dzwonek. Wszyscy
natychmiast udali się do swoich sal. Ja również postąpiłem jak inni. Siadłem w
ostatniej ławce przy oknie starając się zapanować nad i tak już zszarganymi
nerwami. Starałem się skupić swoje myśli na kartce, po której bazgrałem coś
ołówkiem.
-Co ty tam robisz? -odezwał
się Ross odwracając do mnie przodem.
-Staram się być spokojny, ale
ty mi w tym przeszkadzasz-odparłem przez zaciśnięte zęby.
-Nadal nie
odpowiedziałeś-uciął.
-A co nie widać? -czułem jak
wściekłość przepełniała moje ciało.
-Widzę tylko jakieś kreski na
papierze, albo to tylko twoja twa….-Nie dokończył bo właśnie w jego kierunku
powędrowała moja zaciśnięta pięść.
-Mówiłem, że mi
przeszkadzasz-stałem już przed ławką a moje oczy przybrały barwę czerwieni.
Czułem w sobie wiele siły i wściekłości jednocześnie. Ogarnęła mnie chęć
zniszczenia wszystkiego co stanęłoby mi na drodze. Zacząłem nerwowo rozglądać
się po klasie. Widziałem przerażenie w oczach niektórych uczniów. Zrobiłem krok
do przodu gdy nauczyciel wylał na mnie wiadro zimnej wody, prawdopodobnie z
niewielką domieszką wody święconej bo ciało lekko zaczęło mnie piec.
-Nattie do dyrektora już!- zabrzmiał
zły głos Pana Mumi.
Siedziałem już przed gabinetem
Pani Krewnickiej zastanawiając się jak mam wytłumaczyć jej całą akcję. Może
zrozumie, ze to nie do końca była moja wina? A co jeśli nie? Czy wydali mnie ze
szkoły? Do tej pory nie sprawiałem większych problemów wiec nie zasługuje na
wydalenie.
Byłem zdenerwowany, ręce częsty
mi się z nerwów. Nie wiedziałem co z sobą zrobić. Bracia mnie zabiją jak się
dowiedzą jak nawywijałem. Wstałem nie mogąc usiedzieć na miejscu i nerwowo
zacząłem chodzić w kółko.
-Czyżby znów kłopoty? -odezwał
się głos Casimiro.
-Mój ukochany starszy brat
rozwalił mi konsole i przez to wylądowałem tu.-odparłem nadal chodząc w kółko.
-Przez konsole? –Widać nie
załapał od razu co jest grane.
-To spowodowało tylko, ze z
mojej winny Ross wylądował u pielęgniarki z ostrym bólem głowy-usiadłem jednak
po chwili znów wstałem i zacząłem ponownie nerwowo chodzić w kółko.- Mam tylko
nadzieje, że nie wyleją mnie za to ze szkoły-wyszeptałem.
-Nie będzie tak źle -odparł.-Muszę
już iść-dodał i życząc mi powodzenia poszedł dalej.
Na dywaniku nie było tak
tragicznie. Przeżyłem godzinne kazanie na temat solidarności w szkole oraz
dostałem kozę na calutki miesiąc. Z jednej strony było to dobre rozwiązanie
gdyż nie musiałem podczas tego czasu oglądać twarzy Mephisto i innych braci. Po
wszystkim wróciłem do domu gdzie czekała na mnie kolejna niemiła niespodzianka….
[Mam nadzieje z nie jest zbyt chaotycznie i ze nie zanudziłem nikogo]
[Notka super. widze ze z toba łatwo nie bedzie heh]
OdpowiedzUsuń