poniedziałek, sierpnia 05, 2013

058. Impreza, kłamstwo i przepowiednia

30 październik, 38 godzin do zabawy Halloweenowej.
Siedziałam w klasie czytając kolejny temat w podręczniku od Dragonometrii. Wszyscy w klasie podekscytowani jutrzejszą zabawą. Każdy chciał wiedzieć co kolega, lub koleżanka założą, lub z kim się tam wybiorą. Mało mi na tym zależało, gdyż zdecydowałam już, że się tam nie wybiorę. Po co mam tam iść i patrzeć jak inni świetnie sie bawią?
Gdy skończyła się lekcja natychmiast zebrałam swoje klamoty i wyszłam z klasy nie zważając na nikogo. Ostatnimi czasy czułam się koszmarnie. Na nic nie miałam ochoty, z nikim nie chciałam gadać.
-Yuko wszystko dobrze? -Zatrzymała mnie Anastasia patrząc na mnie o dziwo z troską.
-Wszystko ok -odpowiedziałam krótko i ruszyłam dalej.
-Widzę przecież, że coś cię gryzie -mówiła idąc obok mnie. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć gdyż sama nie byłam pewna co ze mną jest nie tak.
-Nic mi nie jest -upierałam się przy swoim.
-No dobra -dziewczyna najwidoczniej już odpuściła. -W co ubierzesz się jutro? -zapytała po chwili.
-Nie idę na imprezę -odparłam szybko. Wiedziałam, ze teraz zacznie się przesłuchanie dlaczegosz to i tak dalej.
-Ale wszyscy tam bedą -mruknęła.
-No nie wszyscy, bo ja tam nie idę - białowłosa patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
-Nie możesz mnie tak zostawić samej! -oburzyła się. Spojrzałam na nią dziwnie.
-Idziesz z Casimiro wiec sama nie będziesz - podeszłam do swojej trumny i otworzyłam ją. Do środka włożyłam dwie książki i zeszyt a wyciągnęłam podręcznik do Szprachunków.
-No tak, ale bez ciebie i tak będę czuła się tak po części samotnie -upierała się potworka. Zamknęłam szafkę i ruszyłam do kolejnej sali, gdzie miała się zacząć następna lekcją.
-Już powiedziałam, ze nie pójdę - powtórzyłam to co wcześniej powiedziałam.
-A ja nie dam ci spokoju do póki ty nie zmienisz zdania -Anastasia uśmiechnęła się wrednie wymijając mnie i zajmując najbliższe wolne miejsce. Usiadłam obok niej wyciągając wszystkie potrzebne książki i zeszyty. Zrobiłam sobie miejsce i ułożyłam głowę wygodnie na ławce. Miałam już wszystkiego dosyć.

Dom państwa Halem. 30 godzin do imprezy Halloweenowej.
Cała rodzinka siedziała przed stołem. Macocha właśnie kończyła zastawiać go różnymi pysznościami, które uwielbiali siostra i ojczulek. Ja średnio lubiłam jej kuchnie, no ale wszystkim się nigdy nie dogodzi. Wzięłam więc talerz i nałożyłam sobie kilka ziemniaków, schabowego i przedziwnie wyglądającą surówkę. Nie byłam jedna zbytnio głodna dlatego zaczęłam bawić się widelcem szturchając to ziemniaka to surówkę. Nie uciekło to jednak uwadze ojca, który natychmiast nakazał bym zachowywała się należycie przy stole. Trochę naburmuszona zjadłam kilka kęsów i bez słowa udałam swojego pokoju.
Rzuciłam się na łóżko. Leżałam tak dłuższą chwilę. Nie miałam na nic siły. Do oczu zbierały mi się łzy, chodź sama nie wiedziałam dlaczego. Czyżbym przechodziła jakiś stan napięcia po miesiączkowego? Nie potrafiłam tego wyjaśnić. Wtuliłam w twarz w poduszkę i zasnęłam.

31 październik. 10 godzin do imprezy Halloweenowej.
Od samego rana siedziałam w pokoju. Nawet na śniadanie nie zeszłam gdyż nie miałam ochoty. Siedziałam po turecku na łóżku trzymając w dłoni książkę, którą zbierałam się od tygodnia by przeczytać. Byłam już na 30 stronie i kończyłam trzeci rozdział gdy rozległo się pukanie do drzwi.
-eh... Proszę - odparłam chowając książkę pod poduszkę. Drzwi otworzyły się a do pokoju weszła macocha.
-Razem z ojcem postanowiliśmy, że sprezentujemy ci struj na dzisiejszą imprezę -uśmiechnęła się i położyła koło mnie ogromne pudełko.
-Nie idę na nią -odparłam wstając i podchodząc do biurka. Zaczęłam przeszukiwać je nie mając pojęcia czego szukam tak dokładnie.
-Czemusz to? -była zaskoczona, lecz po chwili powiedziała głosem pełnym troski. -Wszystko gra kochanie? -mimo iż nie była moją matką, to traktowała mnie jak swoją córkę. To było bardzo miłe z jej strony i bardzo jej za to byłam wdzięczna.
-Nie mam najmniejsze ochoty na imprezowanie - odparłam biorąc z biurka kartkę i ołówek. Przysunęłam krzesło i położyłam kartkę na blacie biurka.
-Czy ma to związek z jakimś chłopcem? -spytała podejrzliwie patrząc na mnie.
-Nie - skłamałam ściskając mocniej ołówek w dłoni. Szybko jednak rozluźniłam uścisk z obawy, ze mogę złamać przypadkiem to małe cudo. -Chce zostać teraz sama -powiedziałam zabierając się za rysowanie.
Kobieta wstała i wyszła z mojego pokoju milcząc. Gdy zamknęła drzwi odłożyłam ołówek i westchnęłam. Muszę się w końcu pozbierać, zanim nie będę wstanie nad tym zapanować. Miałam rację. Pozwalając by inni się do mnie zbliżyli ranię ich i siebie, głównie siebie. Teraz już jednak za późno by cokolwiek zmienić. Koniec jest już bliski.

Popołudnie w domu państwa Halem. 5 godzin do imprezy Halloweenowej.
Dryń, dryń. Usłyszałam dzwonek mojej iTrumny. Leniwym krokiem wyszłam z łazienki ruszyłam w stronę biurka gdzie zostawiłam telefon. Spojrzałam na wyświetlacz mojego czarnego skarbeczka. Na jasnym tle ukazał się napis "Anastasia".  Westchnęłam wiedząc iż czeka mnie długa rozmowa z boginią. Mimo wszytko wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.
-O co chodzi? -spytałam od razu wiedząc po co dzwoni.
-Musisz iść na tę imprezę - dziewczyna jak zawsze nie dawała za wygraną.
-Już mówiłam, że nie chce -odparłam z westchnieniem. Ile można przecież tłumaczyć, że czegoś się nie chce lub gdzieś się nie pójdzie. Równie dobrze mogłam skłamać i powiedzieć, ze będę i nie przyjść. Oszczędziło by mi to wiele tłumaczenia się, chodź z drugiej strony następnego dnia i tak musiałabym się tłumaczyć. Życie jednak jest ciężkie.
-Nie rób mi tego! - w jej głosie słyszałam rozpacz. -Zostawisz mnie tak samą?
-Przecież idziesz z Casimiro, wiec sama nie będziesz - przypomniałam jej.
-Nie idzie! Musiał akurat zachorować! - jej rozpacz pogłębiła się. -Zostanę sama... Wszyscy się będą dobrze bawić a ja nie!
Powoli zaczynało mnie to denerwować wiec postanowiłam, ze dla świętego spokoju pójdę na tę imprezę.
-Ok. Będę -odpowiedziałam.
-Dziękuje ci! Ratujesz mi życie! -dziewczyna rozłączyła się.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Zostało mi niecałe pięć godzin na przygotowanie się. Nie było to dużo, ale dla chcącego nic trudnego. Chwyciłam torbę z sukienką, którą zostawiła mi macocha i udałam się do łazienki.

Katakumby. Czas imprezy.
Stałam przed wejściem do sali w której odbywała się impreza. Z wewnątrz słychać było mocne bity muzyki. Wyczes jak zawsze daje z siebie wszystko. Wyciągnęłam dłoń by otworzyć drzwi lecz szybko zatrzymałam ją. Pojawiła się niepewność, lecz myśl o zostawieniu samej Anastasi przekonała mnie bym otworzyła te cholerne drzwi. Zrobiłam to.
Część oczu spoglądały na mnie. Poczułam się niepewnie w tej sukience. Miałam na sobie śliczną czarną sukienkę (tutaj link >>klik<<) a do niej czarne sandałki na obcasie i z koturnom. Włosy spięłam w dużego koka lecz zostawiłam jedno pasmo swobodnie zwisające przy twarzy. Czyżby mój widok tak bardzo szokował?
Zaczęłam uporczywie rozglądać się po sali w poszukiwaniu młodej bogini. Mój wzrok zawędrował w stronę podestu gdzie Wyczes czuwał nad muzą. Obok niebo cały czas kręciła się Franki. Widocznie przeszkadzała chłopakowi gdyż parę razy zwrócił jej uwagę. Szybko się opanowałam i ponownie zaczęłam wypatrywać koleżanki.
-No w końcu jesteś - odezwał się głos za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam Anastasię w objęciach swojego chłopaka. -Już się bałam, że zmieniłaś zdanie.
-Co tu robi Casimiro? -spytałam patrząc na niego. -Mówiłaś, że jest chory.
-Kłamałam -dziewczyna od razu się przyznała. -Gdybym tego nie zrobiła to na bank byś nie przyszła a ominąć taką imprezę to grzech!
Westchnęłam tylko i udałam się w kierunku pustego miejsca przy ścianie. Patrzyłam jak wszyscy radośnie się bawią. W tym czasie podeszło do mnie kilku facetów chcąc zatańczyć. Przetańczyłam może z pół godziny i udałam się z powrotem w swoje poprzednie miejsce. Nagle zauważyłam jak DJ i Franki zaczynają się kłócić. Ciekawe o co poszło, ale musiało być grubo bo chłopak natychmiast wyszedł z sali. Uznałam, że to dobry moment by z nim pogadać i niezauważenie opuściłam imprezę udając się tunelami do parku.
Jackson siedział samotnie na niewielkim wzniesieni gdzie na co dzień w ciepłe dni większość wybiera się na pikniki. Niepewnie podeszłam do niego i siadłam obok milcząc. Chłopak spojrzał na księżyc świecący w pełni.
-Uwielbiam tu przychodzić -powiedział po chwili. -Można się odprężyć i pomyśleć.
Spojrzałam na niego. W tym momencie wyglądał na szczęśliwego, chodź pewności nie miałam.
-Franki zaczyna działać mi na nerwy -westchnął i skierował swój wzrok na trawę. -Cały czas za mną chodzi i kontroluje każdy mój ruch.
-Co się dziwisz w końcu jesteście razem -te słowa nie przychodziły mi z łatwością.
-Co? -zdziwienie. -Nie chodzę z nią. Kto ci to powiedział?
-Ona sama -spojrzałam na niego. Naprawdę o niczym nie miał pojęcia. Franki kłamała wiec pewnie też kłamała mówiąc, że on nie chce mnie widzieć.
-Nie rozumiem jej -westchnął gdy tylko opanował zdziwienie i gniew.
-Jest zazdrosna.
-Zazdrosna? O kogo?
-O wszystkich - a zwłaszcza o mnie, ale tego wolałam nie mówić. -Wyczes robi furorę w szkole i wiele lasek chciałoby by był ich -dodałam.
-To ona nie chciała z nami być a teraz jest zazdrosna. To nie ma najmniejszego sensu...
-Ludzie często zmieniają swoje uczucia gdy ich obiekt zainteresowań spotyka się z kimś innym.
-Masz rację- odparł nie zastanawiając się nawet nad tym zdaniem. -jak na tą porę roku panuje dziś zaduch -mówiąc to ściągnął kamizelkę. Moim oczą ukazał się wisiorek zawieszony na jego szyji.
-Skąd go masz? - spytałam wskazując na obiekt.
-ale co? A to -ujął go w dłonie. -Znalazłem jakiś czas temu. Miałem ci go zwrócić bo wiem, ze do ciebie należał, ale nie miałem okazji a potem o nim zapomniałem -przyznał się po czym ściągnął go i założył mi na szyję zapinając ostrożnie.
-Musi być dla ciebie ważny.
-Tak - uśmiechnęłam się. -To moja najcenniejsza pamiątka po matce. Najzabawniejsze jest jednak to, że z nim wiąże się przepiękna opowieść.
-Opowiedz -zachęcał. -Jestem ciekawy.
-Podobno jeśli właścicielka naszyjnika zgubi go, to ten kto go znajdzie będzie miłością jej życia. -mówiąc to poczułam się trochę dziwnie. -Moja pra babka tak odnalazła swoją miłość, mama tak samo. Zgubiła go na plaży a tata go znalazł. Gdy byli w barze ona zauważyła wisiorek na blacie i tak się zapoznali. Pewnie to był tylko zbieg okoliczności.
-Nie powiedziałbym -usmiechnął się. -Wiec jeśli to jest prawda to ja jestem miłością twego życia? -zaśmiał się. -Bardzo ciekawe -dodał.
-Haha śmiej się dowoli, nie myśl jednak sobie ze dzięki temu sie w tobie zakocham -odgryzłam się chodź prawda była taka, ze ja chyba już się w nim zakochałam...
-Wiesz co? Zamiast tu tak siedzieć to chodzmy z powrotem na imprezę.
-Ale w tedy znów zmienisz się w wyczesa -przypomniałam.

-Jemu to przeszkadzać nie będzie -odezwał się po czym chwycił mnie za dłoń i razem udaliśmy się na salę gdzie z Wyczesem dość długo tańczyła.
[W końcu jest. Męczyłam się z nią, ale udało się! Jak wam się podoba? Piszcie :D]

5 komentarzy:

  1. [Świetna notka :3 I jak widzę kłamstwa i trucie komuś dupy działa bardzo przekonująco. I miło wiedzieć, że pomiędzy tobą i Wyczesem jest coraz lepiej :3]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [No wiesz to dopiero początek. Jeszcze wszystko może się wydarzyć. już się pomysły roją w mojej małej główce :P]

      Usuń
  2. [Wróciłam! Wczesniej niż myślałam :D I na wstępie zgłaszam się do kolejki!
    Notka świetna! Widzę, że sytuacja z Wyczesem się poprawia, a i wisiorek się odnalazł :)]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [A no całe szczęście że się znalazł bo nie wiem co bym bez niego poczęła a co bedzie dalej z Wyczesem to się zobaczy]

      Usuń
  3. [Mi się bardzo podoba :) Wzruszyłam się, kiedy Yuko rozmawiała z Jacksonem, to było piękne ;)]

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.