30 październik, 38 godzin do zabawy Halloweenowej.
Siedziałam w klasie czytając
kolejny temat w podręczniku od Dragonometrii. Wszyscy w klasie podekscytowani
jutrzejszą zabawą. Każdy chciał wiedzieć co kolega, lub koleżanka założą, lub z
kim się tam wybiorą. Mało mi na tym zależało, gdyż zdecydowałam już, że się tam
nie wybiorę. Po co mam tam iść i patrzeć jak inni świetnie sie bawią?
Gdy skończyła się lekcja
natychmiast zebrałam swoje klamoty i wyszłam z klasy nie zważając na nikogo.
Ostatnimi czasy czułam się koszmarnie. Na nic nie miałam ochoty, z nikim nie
chciałam gadać.
-Yuko wszystko dobrze?
-Zatrzymała mnie Anastasia patrząc na mnie o dziwo z troską.
-Wszystko ok -odpowiedziałam
krótko i ruszyłam dalej.
-Widzę przecież, że coś cię
gryzie -mówiła idąc obok mnie. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć gdyż sama nie
byłam pewna co ze mną jest nie tak.
-Nic mi nie jest -upierałam
się przy swoim.
-No dobra -dziewczyna
najwidoczniej już odpuściła. -W co ubierzesz się jutro? -zapytała po chwili.
-Nie idę na imprezę -odparłam
szybko. Wiedziałam, ze teraz zacznie się przesłuchanie dlaczegosz to i tak
dalej.
-Ale wszyscy tam bedą
-mruknęła.
-No nie wszyscy, bo ja tam nie
idę - białowłosa patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
-Nie możesz mnie tak zostawić
samej! -oburzyła się. Spojrzałam na nią dziwnie.
-Idziesz z Casimiro wiec sama
nie będziesz - podeszłam do swojej trumny i otworzyłam ją. Do środka włożyłam
dwie książki i zeszyt a wyciągnęłam podręcznik do Szprachunków.
-No tak, ale bez ciebie i tak
będę czuła się tak po części samotnie -upierała się potworka. Zamknęłam szafkę
i ruszyłam do kolejnej sali, gdzie miała się zacząć następna lekcją.
-Już powiedziałam, ze nie
pójdę - powtórzyłam to co wcześniej powiedziałam.
-A ja nie dam ci spokoju do
póki ty nie zmienisz zdania -Anastasia uśmiechnęła się wrednie wymijając mnie i
zajmując najbliższe wolne miejsce. Usiadłam obok niej wyciągając wszystkie
potrzebne książki i zeszyty. Zrobiłam sobie miejsce i ułożyłam głowę wygodnie
na ławce. Miałam już wszystkiego dosyć.
Dom państwa Halem. 30 godzin
do imprezy Halloweenowej.
Cała rodzinka siedziała przed
stołem. Macocha właśnie kończyła zastawiać go różnymi pysznościami, które
uwielbiali siostra i ojczulek. Ja średnio lubiłam jej kuchnie, no ale wszystkim
się nigdy nie dogodzi. Wzięłam więc talerz i nałożyłam sobie kilka ziemniaków,
schabowego i przedziwnie wyglądającą surówkę. Nie byłam jedna zbytnio głodna
dlatego zaczęłam bawić się widelcem szturchając to ziemniaka to surówkę. Nie
uciekło to jednak uwadze ojca, który natychmiast nakazał bym zachowywała się
należycie przy stole. Trochę naburmuszona zjadłam kilka kęsów i bez słowa
udałam swojego pokoju.
Rzuciłam się na łóżko. Leżałam
tak dłuższą chwilę. Nie miałam na nic siły. Do oczu zbierały mi się łzy, chodź
sama nie wiedziałam dlaczego. Czyżbym przechodziła jakiś stan napięcia po
miesiączkowego? Nie potrafiłam tego wyjaśnić. Wtuliłam w twarz w poduszkę i
zasnęłam.
31 październik. 10 godzin do
imprezy Halloweenowej.
Od samego rana siedziałam w
pokoju. Nawet na śniadanie nie zeszłam gdyż nie miałam ochoty. Siedziałam po
turecku na łóżku trzymając w dłoni książkę, którą zbierałam się od tygodnia by
przeczytać. Byłam już na 30 stronie i kończyłam trzeci rozdział gdy rozległo
się pukanie do drzwi.
-eh... Proszę - odparłam
chowając książkę pod poduszkę. Drzwi otworzyły się a do pokoju weszła macocha.
-Razem z ojcem postanowiliśmy,
że sprezentujemy ci struj na dzisiejszą imprezę -uśmiechnęła się i położyła
koło mnie ogromne pudełko.
-Nie idę na nią -odparłam
wstając i podchodząc do biurka. Zaczęłam przeszukiwać je nie mając pojęcia
czego szukam tak dokładnie.
-Czemusz to? -była zaskoczona,
lecz po chwili powiedziała głosem pełnym troski. -Wszystko gra kochanie? -mimo
iż nie była moją matką, to traktowała mnie jak swoją córkę. To było bardzo miłe
z jej strony i bardzo jej za to byłam wdzięczna.
-Nie mam najmniejsze ochoty na
imprezowanie - odparłam biorąc z biurka kartkę i ołówek. Przysunęłam krzesło i
położyłam kartkę na blacie biurka.
-Czy ma to związek z jakimś
chłopcem? -spytała podejrzliwie patrząc na mnie.
-Nie - skłamałam ściskając
mocniej ołówek w dłoni. Szybko jednak rozluźniłam uścisk z obawy, ze mogę
złamać przypadkiem to małe cudo. -Chce zostać teraz sama -powiedziałam zabierając
się za rysowanie.
Kobieta wstała i wyszła z
mojego pokoju milcząc. Gdy zamknęła drzwi odłożyłam ołówek i westchnęłam. Muszę
się w końcu pozbierać, zanim nie będę wstanie nad tym zapanować. Miałam rację.
Pozwalając by inni się do mnie zbliżyli ranię ich i siebie, głównie siebie.
Teraz już jednak za późno by cokolwiek zmienić. Koniec jest już bliski.
Popołudnie w domu państwa
Halem. 5 godzin do imprezy Halloweenowej.
Dryń, dryń. Usłyszałam dzwonek
mojej iTrumny. Leniwym krokiem wyszłam z łazienki ruszyłam w stronę biurka
gdzie zostawiłam telefon. Spojrzałam na wyświetlacz mojego czarnego skarbeczka.
Na jasnym tle ukazał się napis "Anastasia". Westchnęłam wiedząc iż czeka mnie długa
rozmowa z boginią. Mimo wszytko wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam
telefon do ucha.
-O co chodzi? -spytałam od
razu wiedząc po co dzwoni.
-Musisz iść na tę imprezę -
dziewczyna jak zawsze nie dawała za wygraną.
-Już mówiłam, że nie chce
-odparłam z westchnieniem. Ile można przecież tłumaczyć, że czegoś się nie chce
lub gdzieś się nie pójdzie. Równie dobrze mogłam skłamać i powiedzieć, ze będę
i nie przyjść. Oszczędziło by mi to wiele tłumaczenia się, chodź z drugiej
strony następnego dnia i tak musiałabym się tłumaczyć. Życie jednak jest
ciężkie.
-Nie rób mi tego! - w jej
głosie słyszałam rozpacz. -Zostawisz mnie tak samą?
-Przecież idziesz z Casimiro,
wiec sama nie będziesz - przypomniałam jej.
-Nie idzie! Musiał akurat
zachorować! - jej rozpacz pogłębiła się. -Zostanę sama... Wszyscy się będą
dobrze bawić a ja nie!
Powoli zaczynało mnie to
denerwować wiec postanowiłam, ze dla świętego spokoju pójdę na tę imprezę.
-Ok. Będę -odpowiedziałam.
-Dziękuje ci! Ratujesz mi
życie! -dziewczyna rozłączyła się.
Spojrzałam na swoje odbicie w
lustrze. Zostało mi niecałe pięć godzin na przygotowanie się. Nie było to dużo,
ale dla chcącego nic trudnego. Chwyciłam torbę z sukienką, którą zostawiła mi
macocha i udałam się do łazienki.
Katakumby. Czas imprezy.
Stałam przed wejściem do sali
w której odbywała się impreza. Z wewnątrz słychać było mocne bity muzyki.
Wyczes jak zawsze daje z siebie wszystko. Wyciągnęłam dłoń by otworzyć drzwi
lecz szybko zatrzymałam ją. Pojawiła się niepewność, lecz myśl o zostawieniu
samej Anastasi przekonała mnie bym otworzyła te cholerne drzwi. Zrobiłam to.
Część oczu spoglądały na mnie.
Poczułam się niepewnie w tej sukience. Miałam na sobie śliczną czarną sukienkę
(tutaj link >>klik<<) a do niej czarne sandałki na obcasie i z
koturnom. Włosy spięłam w dużego koka lecz zostawiłam jedno pasmo swobodnie
zwisające przy twarzy. Czyżby mój widok tak bardzo szokował?
Zaczęłam uporczywie rozglądać
się po sali w poszukiwaniu młodej bogini. Mój wzrok zawędrował w stronę podestu
gdzie Wyczes czuwał nad muzą. Obok niebo cały czas kręciła się Franki.
Widocznie przeszkadzała chłopakowi gdyż parę razy zwrócił jej uwagę. Szybko się
opanowałam i ponownie zaczęłam wypatrywać koleżanki.
-No w końcu jesteś - odezwał
się głos za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam Anastasię w objęciach swojego
chłopaka. -Już się bałam, że zmieniłaś zdanie.
-Co tu robi Casimiro?
-spytałam patrząc na niego. -Mówiłaś, że jest chory.
-Kłamałam -dziewczyna od razu
się przyznała. -Gdybym tego nie zrobiła to na bank byś nie przyszła a ominąć
taką imprezę to grzech!
Westchnęłam tylko i udałam się
w kierunku pustego miejsca przy ścianie. Patrzyłam jak wszyscy radośnie się
bawią. W tym czasie podeszło do mnie kilku facetów chcąc zatańczyć.
Przetańczyłam może z pół godziny i udałam się z powrotem w swoje poprzednie
miejsce. Nagle zauważyłam jak DJ i Franki zaczynają się kłócić. Ciekawe o co
poszło, ale musiało być grubo bo chłopak natychmiast wyszedł z sali. Uznałam,
że to dobry moment by z nim pogadać i niezauważenie opuściłam imprezę udając
się tunelami do parku.
Jackson siedział samotnie na
niewielkim wzniesieni gdzie na co dzień w ciepłe dni większość wybiera się na
pikniki. Niepewnie podeszłam do niego i siadłam obok milcząc. Chłopak spojrzał
na księżyc świecący w pełni.
-Uwielbiam tu przychodzić
-powiedział po chwili. -Można się odprężyć i pomyśleć.
Spojrzałam na niego. W tym
momencie wyglądał na szczęśliwego, chodź pewności nie miałam.
-Franki zaczyna działać mi na
nerwy -westchnął i skierował swój wzrok na trawę. -Cały czas za mną chodzi i
kontroluje każdy mój ruch.
-Co się dziwisz w końcu
jesteście razem -te słowa nie przychodziły mi z łatwością.
-Co? -zdziwienie. -Nie chodzę
z nią. Kto ci to powiedział?
-Ona sama -spojrzałam na
niego. Naprawdę o niczym nie miał pojęcia. Franki kłamała wiec pewnie też
kłamała mówiąc, że on nie chce mnie widzieć.
-Nie rozumiem jej -westchnął
gdy tylko opanował zdziwienie i gniew.
-Jest zazdrosna.
-Zazdrosna? O kogo?
-O wszystkich - a zwłaszcza o
mnie, ale tego wolałam nie mówić. -Wyczes robi furorę w szkole i wiele lasek
chciałoby by był ich -dodałam.
-To ona nie chciała z nami być
a teraz jest zazdrosna. To nie ma najmniejszego sensu...
-Ludzie często zmieniają swoje
uczucia gdy ich obiekt zainteresowań spotyka się z kimś innym.
-Masz rację- odparł nie
zastanawiając się nawet nad tym zdaniem. -jak na tą porę roku panuje dziś
zaduch -mówiąc to ściągnął kamizelkę. Moim oczą ukazał się wisiorek zawieszony
na jego szyji.
-Skąd go masz? - spytałam
wskazując na obiekt.
-ale co? A to -ujął go w
dłonie. -Znalazłem jakiś czas temu. Miałem ci go zwrócić bo wiem, ze do ciebie
należał, ale nie miałem okazji a potem o nim zapomniałem -przyznał się po czym
ściągnął go i założył mi na szyję zapinając ostrożnie.
-Musi być dla ciebie ważny.
-Tak - uśmiechnęłam się. -To
moja najcenniejsza pamiątka po matce. Najzabawniejsze jest jednak to, że z nim
wiąże się przepiękna opowieść.
-Opowiedz -zachęcał. -Jestem
ciekawy.
-Podobno jeśli właścicielka
naszyjnika zgubi go, to ten kto go znajdzie będzie miłością jej życia. -mówiąc
to poczułam się trochę dziwnie. -Moja pra babka tak odnalazła swoją miłość,
mama tak samo. Zgubiła go na plaży a tata go znalazł. Gdy byli w barze ona
zauważyła wisiorek na blacie i tak się zapoznali. Pewnie to był tylko zbieg
okoliczności.
-Nie powiedziałbym -usmiechnął
się. -Wiec jeśli to jest prawda to ja jestem miłością twego życia? -zaśmiał się.
-Bardzo ciekawe -dodał.
-Haha śmiej się dowoli, nie
myśl jednak sobie ze dzięki temu sie w tobie zakocham -odgryzłam się chodź
prawda była taka, ze ja chyba już się w nim zakochałam...
-Wiesz co? Zamiast tu tak
siedzieć to chodzmy z powrotem na imprezę.
-Ale w tedy znów zmienisz się
w wyczesa -przypomniałam.
-Jemu to przeszkadzać nie
będzie -odezwał się po czym chwycił mnie za dłoń i razem udaliśmy się na salę
gdzie z Wyczesem dość długo tańczyła.
[W końcu jest. Męczyłam się z nią, ale udało się! Jak wam się podoba? Piszcie :D]
[Świetna notka :3 I jak widzę kłamstwa i trucie komuś dupy działa bardzo przekonująco. I miło wiedzieć, że pomiędzy tobą i Wyczesem jest coraz lepiej :3]
OdpowiedzUsuń[No wiesz to dopiero początek. Jeszcze wszystko może się wydarzyć. już się pomysły roją w mojej małej główce :P]
Usuń[Wróciłam! Wczesniej niż myślałam :D I na wstępie zgłaszam się do kolejki!
OdpowiedzUsuńNotka świetna! Widzę, że sytuacja z Wyczesem się poprawia, a i wisiorek się odnalazł :)]
[A no całe szczęście że się znalazł bo nie wiem co bym bez niego poczęła a co bedzie dalej z Wyczesem to się zobaczy]
Usuń[Mi się bardzo podoba :) Wzruszyłam się, kiedy Yuko rozmawiała z Jacksonem, to było piękne ;)]
OdpowiedzUsuń