[Notka strasznie krótka, przepraszam za to, ale mam już pomysł na następną, dłuższą.]
10 września 2012 (poniedziałek)
Postanowiłam nie
przejmować się tym artykułem, mając nadzieję, że nikt w niego nie uwierzy. Bo
przecież wcale nie pobrudziłam Cleo farbą! Ktoś musi mi uwierzyć.
Rano szybko
ubrałam się w swoje kochane krótkie spodenki i luźniutką koszulkę. Musiałam
wyjść wcześniej z domu, bo Vlad nie mógł mnie podwieźć. Zabrałam więc torbę i
ruszyłam na dwór. Na szczęście było wciąż w miarę ciepło. Do szkoły nie było
daleko, ale i tak wolałabym tam pojechać, a nie iść. Nie jestem fanką spacerów.
Do szkoły dotarłam
o godzinie siódmej pięćdziesiąt. Gdy tylko przekroczyłam próg Straszyceum,
rozległy się podekscytowane szepty. Zacisnęłam ręce. Chyba jednak potwory
uwierzyły, że zmasakrowałam Cleo na jej własnej imprezie. Z trudem uniosłam kąciki ust do góry. Szybkim
krokiem podeszłam do swojej szafki. Wyjęłam kilka książek i poszłam pod salę pani
Kindergrubber. Właśnie miałam mieć gotowanie. Nie żebym nie lubiła robić ciast,
ale jakoś nie byłam fanką tego przedmiotu. Szczerze mówiąc trochę brzydzi mnie
surowe mięso, ale tylko w małym stopniu. Taaa, wampir się odezwał.
Pierwsze na co
zwróciłam uwagę, to dziewczyna z kolorowymi włosami. Miała ona tyle różnych
pasemek, że nie potrafiłam powiedzieć jakiego naprawdę są koloru. Owa
dziewczyna jako jedyna nie zaczęła szeptać czegoś na mój widok. Wiedziałam, że
już ją lubię. Teraz trzeba było się jedynie przedstawić…
Dźwięk dzwonka
rozpoczynający lekcje ranił moje wrażliwe uszy. Jeden z minusów bycia
krwiopijcą (ależ miło to zabrzmiało). Podeszłam do jednego z długich stołów.
Było tam wszystko. Garnki, sitka, w szafkach stały miski, miksery, a szuflady
były wypełnione po brzegi sztućcami.
- Dzień dobry
uczniowie – powiedziała nauczycielka. – Na dzisiejszych zajęciach ugotujecie co
tylko wam przyjdzie do głowy. Puśćcie wodze fantazji i stwórzcie niepowtarzalne
danie, jakiego nie będzie miał nikt inny!
Uśmiechnęłam się,
słysząc te słowa. Mam puścić wodze fantazji? Nie wiem czy to bezpieczne, ale
przecież nie będę się sprzeczać.
- Cześć mała –
usłyszałam jakiś głos z swojej prawej. Odwróciłam głowę i uśmiechnęłam się do
Deuca.
- Hej –
przywitałam chłopaka i rozejrzałam się. – A gdzie Celo? – spytałam, czując
wielką ulgę, że nie widzę Egipcjanki.
- Nie przyjdzie na
tę lekcję, bo nienawidzi gotowania – odparł Deuce. – Uważa, że te zajęcia są
bezsensowne, bo ma wystarczająco dużo służących, którzy robią jej posiłki.
Zacisnęłam usta,
by nie skomentować tego. Bo przecież wielka Cleo, wredna-egoistka-zadufana-w-sobie-królowa-szkoły-de-Nile,
nie może pobrudzić sobie rączek i zniżyć się do ugotowania sobie obiadu.
Zamiast tego schyliłam się i wyjęłam z szafki mąkę, proszek do pieczenia,
czekoladę i coś co wyglądało jak różowy glut. Z lodówki stojącej w rogu sali
zabrałam truskawki, mleko i trochę jajek. Postawiłam to wszystko na blacie.
Kątem oka dostrzegłam, że Deuce przygląda mi się z szokiem.
- Co ty robisz? –
zapytał po chwili, patrząc jak oglądam ze wszystkich stron tego „gluta”.
- Nie mam pojęcia
– powiedziałam szczerze. – Miałam puścić wodze fantazji to puszczam.
Chłopak pokręcił
głową z niedowierzaniem i sam wziął kilka rzeczy z lodówki.
- Nienawidzę
gotowania – mruknął pod nosem, a ja z trudem powstrzymałam się przed
zarzuceniem mu kłamstwa. Nie chciałam go upokarzać przy innych potworach.
Wzięłam jedną z misek i wrzuciłam do niej mąkę. Dodałam jaja, mleko, trochę
oleju i wszystko zmiksowałam. Obawiałam się, że to co robię mogłoby poważnie
zatruć jakiegoś normalsa, ale nie miało to dla mnie znaczenia. Najważniejsze to
żeby ciasto ładnie wyglądało.
- Ciekawe co to
jest? – spytałam samą siebie, patrząc na różowe coś w pudełku.
- Robisz ciasto z
czegoś, czego nie potrafisz nawet nazwać? – zapytał z niedowierzaniem Deuce, a
ja uśmiechnęłam się tylko pod nosem.
- Jak ciasto
będzie gotowe to się dowiem co to jest.
Tym samym
zakończyłam rozmowę. Godzinę później wyjmowałam świeżo upieczone ciasto z
piekarnika. Nie wyglądało na trujące, ale przecież pozory mylą. Szybko złapałam
za lukier i zaczęłam pięknie ozdabiać ciasto. Jeżeli jakieś bazgroły można
uznać za piękne.
Byłam tak zajęta
zdobieniem, że nawet nie zauważyłam kiedy podeszła do mnie nauczycielka.
- I co my tu mamy?
– spytała mnie z uśmiechem. W odpowiedzi tylko wzruszyłam ramionami.
- Nie mam pojęcia
– przyznałam szczerze. – Dodawałam losowe składniki.
Pani Kindergrubber
uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Przekroiła ciasto. Nie pachniało ono jakoś
zniewalająco, ale odstraszająco też nie. Nauczycielka wzięła kawałek i
podniosła do ust.
- Pani profesor –
zwróciłam się do niej – ja nie jestem pewna czy to bezpieczne.
Wokół mnie
rozległy się chichoty.
- Zaraz się okaże
– odpowiedziała pani Kindergrubber spokojnie i zjadła kawałek ciasta. Zamarłam,
oczekując opinii.
- Jest naprawdę
dobre – powiedziała po chwili nauczycielka, a mnie opadł kamień z serca.
Uśmiechnęłam się lekko. Profesorka odwróciła się w stronę Deuca i spróbowała
jego dania.
- Przepyszne. Masz
talent, chłopcze.
Kiedy nauczycielka
odeszła, uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Widzisz, masz
talent do tego nielubianego przedmiotu – powiedziałam wesoło, kładąc nacisk na
przedostatnie słowo. Chciałam pokazać, że już go przejrzałam i mi się udało.
Dzwonek ogłosił
koniec zajęć. Wyszłam z klasy wraz z Deucem.
- Jak ci się udało
dostrzec, że kłamię? – spytał chłopak, gdy tylko opuściliśmy salę. uśmiechnęłam
się pod nosem.
- Mam swoje
sposoby – odpowiedziałam z tajemniczym uśmiechem. Stanęłam przy swojej szafce.
Otworzyłam ją i wzięłam strój kąpielowy. Zaraz miałam mieć pływanie.
Zatrzasnęłam drzwiczki „trumny” i się odwróciłam. Deuce opierał się o szafki,
zagradzając mi przejście. Nasze twarze dzieliły centymetry.
- Na serio się
pytam – powiedział. Zacisnęłam usta. Nic nie powiedziałam. – Skąd to
wiedziałaś? – spytał ponownie. Nie odpowiedziałam. Popatrzyłam na niego twardo.
- Chyba powinnam
już iść – odezwałam się. – Zanim twoja dziewczyna mnie zobaczy.
Odepchnęłam od
siebie chłopaka i szybko odeszłam. Z daleka usłyszałam jeszcze głos Cleo.
- Co ona tu
robiła?
Nie chcąc słyszeć
dalszej części rozmowy, przyspieszyłam kroku. Szybko dotarłam na basen.
Przebrałam się i wyszłam z szatni. W basenie była jakaś dziewczyna, chyba
Rochelle, a na brzegu stała tylko jedna osoba. Jakaś brunetka, której emocji
nie potrafiłam odczytać.
Kiedy lekcje się
skończyły, poczułam niewyobrażalną ulgę. Teoretycznie dzień nie był taki
okropny, ale nie obeszło się bez kłótni z Cleo de Nile. Za to poznałam jedną
dziewczynę, Aiko Matsuyę. Przez cały czas nie mogła do końca odszyfrować jej
emocji. Było to frustrujące i interesujące zarazem. Dziewczyna zachowywała
dystans, ale miło mi się z nią rozmawiało.
Przy tablicy z ogłoszeniami
stłoczyła się grupka jakiś dziewczyn. Szeptały coś między sobą z
podekscytowaniem. Przepchnęłam się do tablicy. Kolorowy plakat głosił: „Uwaga
potwory! Już jutro o godzinie 15:00 rozpoczynają się kwalifikacje do zespołu
cheerleaderek Potwornianek! Wszystkie chętne prosimy o zgłaszanie się do
Frankie Stein!”. Uśmiechnęłam się pod nosem. Cheerleaderki? Może warto
spróbować. W końcu kiedyś interesowałam się tańcem. Może akurat się dostanę.
Odeszłam od
ogłoszenia i rozejrzałam po korytarzu. Musiałam jak najszybciej znaleźć
Frankie. Najlepiej jeszcze dzisiaj.
[mimo że notka krótka to całkiem ciekawa. Mam nadzieje, że Cleo nie bedzie od ciebie wymagać zbyt wiele na castingu :P]
OdpowiedzUsuń[mi się podoba xD.]
OdpowiedzUsuń[Notka tak jak zawsze świetna]
OdpowiedzUsuń[Może wątek?]
OdpowiedzUsuń[Fajnie że jestemw twojej notce :D ]
OdpowiedzUsuń