poniedziałek, lutego 25, 2013

016. A w szkole...


[Notka strasznie krótka, przepraszam za to, ale mam już pomysł na następną, dłuższą.]

10 września 2012 (poniedziałek)
    Postanowiłam nie przejmować się tym artykułem, mając nadzieję, że nikt w niego nie uwierzy. Bo przecież wcale nie pobrudziłam Cleo farbą! Ktoś musi mi uwierzyć.
    Rano szybko ubrałam się w swoje kochane krótkie spodenki i luźniutką koszulkę. Musiałam wyjść wcześniej z domu, bo Vlad nie mógł mnie podwieźć. Zabrałam więc torbę i ruszyłam na dwór. Na szczęście było wciąż w miarę ciepło. Do szkoły nie było daleko, ale i tak wolałabym tam pojechać, a nie iść. Nie jestem fanką spacerów.
    Do szkoły dotarłam o godzinie siódmej pięćdziesiąt. Gdy tylko przekroczyłam próg Straszyceum, rozległy się podekscytowane szepty. Zacisnęłam ręce. Chyba jednak potwory uwierzyły, że zmasakrowałam Cleo na jej własnej imprezie.  Z trudem uniosłam kąciki ust do góry. Szybkim krokiem podeszłam do swojej szafki. Wyjęłam kilka książek i poszłam pod salę pani Kindergrubber. Właśnie miałam mieć gotowanie. Nie żebym nie lubiła robić ciast, ale jakoś nie byłam fanką tego przedmiotu. Szczerze mówiąc trochę brzydzi mnie surowe mięso, ale tylko w małym stopniu. Taaa, wampir się odezwał.
    Pierwsze na co zwróciłam uwagę, to dziewczyna z kolorowymi włosami. Miała ona tyle różnych pasemek, że nie potrafiłam powiedzieć jakiego naprawdę są koloru. Owa dziewczyna jako jedyna nie zaczęła szeptać czegoś na mój widok. Wiedziałam, że już ją lubię. Teraz trzeba było się jedynie przedstawić…

    Dźwięk dzwonka rozpoczynający lekcje ranił moje wrażliwe uszy. Jeden z minusów bycia krwiopijcą (ależ miło to zabrzmiało). Podeszłam do jednego z długich stołów. Było tam wszystko. Garnki, sitka, w szafkach stały miski, miksery, a szuflady były wypełnione po brzegi sztućcami.
    - Dzień dobry uczniowie – powiedziała nauczycielka. – Na dzisiejszych zajęciach ugotujecie co tylko wam przyjdzie do głowy. Puśćcie wodze fantazji i stwórzcie niepowtarzalne danie, jakiego nie będzie miał nikt inny!
    Uśmiechnęłam się, słysząc te słowa. Mam puścić wodze fantazji? Nie wiem czy to bezpieczne, ale przecież nie będę się sprzeczać.
    - Cześć mała – usłyszałam jakiś głos z swojej prawej. Odwróciłam głowę i uśmiechnęłam się do Deuca.
    - Hej – przywitałam chłopaka i rozejrzałam się. – A gdzie Celo? – spytałam, czując wielką ulgę, że nie widzę Egipcjanki.
    - Nie przyjdzie na tę lekcję, bo nienawidzi gotowania – odparł Deuce. – Uważa, że te zajęcia są bezsensowne, bo ma wystarczająco dużo służących, którzy robią jej posiłki.
    Zacisnęłam usta, by nie skomentować tego. Bo przecież wielka Cleo, wredna-egoistka-zadufana-w-sobie-królowa-szkoły-de-Nile, nie może pobrudzić sobie rączek i zniżyć się do ugotowania sobie obiadu. Zamiast tego schyliłam się i wyjęłam z szafki mąkę, proszek do pieczenia, czekoladę i coś co wyglądało jak różowy glut. Z lodówki stojącej w rogu sali zabrałam truskawki, mleko i trochę jajek. Postawiłam to wszystko na blacie. Kątem oka dostrzegłam, że Deuce przygląda mi się z szokiem.
    - Co ty robisz? – zapytał po chwili, patrząc jak oglądam ze wszystkich stron tego „gluta”.
    - Nie mam pojęcia – powiedziałam szczerze. – Miałam puścić wodze fantazji to puszczam.
    Chłopak pokręcił głową z niedowierzaniem i sam wziął kilka rzeczy z lodówki.
    - Nienawidzę gotowania – mruknął pod nosem, a ja z trudem powstrzymałam się przed zarzuceniem mu kłamstwa. Nie chciałam go upokarzać przy innych potworach. Wzięłam jedną z misek i wrzuciłam do niej mąkę. Dodałam jaja, mleko, trochę oleju i wszystko zmiksowałam. Obawiałam się, że to co robię mogłoby poważnie zatruć jakiegoś normalsa, ale nie miało to dla mnie znaczenia. Najważniejsze to żeby ciasto ładnie wyglądało.
    - Ciekawe co to jest? – spytałam samą siebie, patrząc na różowe coś w pudełku.
    - Robisz ciasto z czegoś, czego nie potrafisz nawet nazwać? – zapytał z niedowierzaniem Deuce, a ja uśmiechnęłam się tylko pod nosem.
    - Jak ciasto będzie gotowe to się dowiem co to jest.
    Tym samym zakończyłam rozmowę. Godzinę później wyjmowałam świeżo upieczone ciasto z piekarnika. Nie wyglądało na trujące, ale przecież pozory mylą. Szybko złapałam za lukier i zaczęłam pięknie ozdabiać ciasto. Jeżeli jakieś bazgroły można uznać za piękne.
    Byłam tak zajęta zdobieniem, że nawet nie zauważyłam kiedy podeszła do mnie nauczycielka.
    - I co my tu mamy? – spytała mnie z uśmiechem. W odpowiedzi tylko wzruszyłam ramionami.
    - Nie mam pojęcia – przyznałam szczerze. – Dodawałam losowe składniki.
    Pani Kindergrubber uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Przekroiła ciasto. Nie pachniało ono jakoś zniewalająco, ale odstraszająco też nie. Nauczycielka wzięła kawałek i podniosła do ust.
    - Pani profesor – zwróciłam się do niej – ja nie jestem pewna czy to bezpieczne.
    Wokół mnie rozległy się chichoty.
    - Zaraz się okaże – odpowiedziała pani Kindergrubber spokojnie i zjadła kawałek ciasta. Zamarłam, oczekując opinii.
    - Jest naprawdę dobre – powiedziała po chwili nauczycielka, a mnie opadł kamień z serca. Uśmiechnęłam się lekko. Profesorka odwróciła się w stronę Deuca i spróbowała jego dania.
    - Przepyszne. Masz talent, chłopcze.
    Kiedy nauczycielka odeszła, uśmiechnęłam się do chłopaka.
    - Widzisz, masz talent do tego nielubianego przedmiotu – powiedziałam wesoło, kładąc nacisk na przedostatnie słowo. Chciałam pokazać, że już go przejrzałam i mi się udało.
    Dzwonek ogłosił koniec zajęć. Wyszłam z klasy wraz z Deucem.
    - Jak ci się udało dostrzec, że kłamię? – spytał chłopak, gdy tylko opuściliśmy salę. uśmiechnęłam się pod nosem.
    - Mam swoje sposoby – odpowiedziałam z tajemniczym uśmiechem. Stanęłam przy swojej szafce. Otworzyłam ją i wzięłam strój kąpielowy. Zaraz miałam mieć pływanie. Zatrzasnęłam drzwiczki „trumny” i się odwróciłam. Deuce opierał się o szafki, zagradzając mi przejście. Nasze twarze dzieliły centymetry.
    - Na serio się pytam – powiedział. Zacisnęłam usta. Nic nie powiedziałam. – Skąd to wiedziałaś? – spytał ponownie. Nie odpowiedziałam. Popatrzyłam na niego twardo.
    - Chyba powinnam już iść – odezwałam się. – Zanim twoja dziewczyna mnie zobaczy.
    Odepchnęłam od siebie chłopaka i szybko odeszłam. Z daleka usłyszałam jeszcze głos Cleo.
    - Co ona tu robiła?
    Nie chcąc słyszeć dalszej części rozmowy, przyspieszyłam kroku. Szybko dotarłam na basen. Przebrałam się i wyszłam z szatni. W basenie była jakaś dziewczyna, chyba Rochelle, a na brzegu stała tylko jedna osoba. Jakaś brunetka, której emocji nie potrafiłam odczytać.

    Kiedy lekcje się skończyły, poczułam niewyobrażalną ulgę. Teoretycznie dzień nie był taki okropny, ale nie obeszło się bez kłótni z Cleo de Nile. Za to poznałam jedną dziewczynę, Aiko Matsuyę. Przez cały czas nie mogła do końca odszyfrować jej emocji. Było to frustrujące i interesujące zarazem. Dziewczyna zachowywała dystans, ale miło mi się z nią rozmawiało.
    Przy tablicy z ogłoszeniami stłoczyła się grupka jakiś dziewczyn. Szeptały coś między sobą z podekscytowaniem. Przepchnęłam się do tablicy. Kolorowy plakat głosił: „Uwaga potwory! Już jutro o godzinie 15:00 rozpoczynają się kwalifikacje do zespołu cheerleaderek Potwornianek! Wszystkie chętne prosimy o zgłaszanie się do Frankie Stein!”. Uśmiechnęłam się pod nosem. Cheerleaderki? Może warto spróbować. W końcu kiedyś interesowałam się tańcem. Może akurat się dostanę.
    Odeszłam od ogłoszenia i rozejrzałam po korytarzu. Musiałam jak najszybciej znaleźć Frankie. Najlepiej jeszcze dzisiaj.

5 komentarzy:

  1. [mimo że notka krótka to całkiem ciekawa. Mam nadzieje, że Cleo nie bedzie od ciebie wymagać zbyt wiele na castingu :P]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Notka tak jak zawsze świetna]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Fajnie że jestemw twojej notce :D ]

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.